czwartek, 24 listopada 2016

Rozdział 4

Lokalizacja: Olimp
     To było przeczucie. W jednej chwili Zeus, siedzący na swoim tronie, odczuwał jedynie nudę, a w drugiej miał pewność, że jego najmłodsza córka została porwana. Nie miał pojęcia, skąd to się wzięło. 
     — Heather — wyszeptał.
     Powinien być zły, że córka olała go, a zamiast tego było mu smutno. Nie mógł już nic zrobić. Wszystko teraz zależało od dobrej woli Ajakosa, choć wątpił, iż tenże będzie ją miał. Heather była już właściwie trupem.
     — Co z nią? — zapytał siedzący obok Posejdon. Jako jedyni byli w tej wielkiej sali. 
     — Ajakos ją dorwał — odpowiedział Pan Niebios, starając się ukryć smutek.

Lokalizacja: Obóz Herosów
     Thalia siedziała na schodach domku Zeusa. Czekała, aż zobaczy znowu Heather, lecz ona nie nadchodziła. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Co jeśli coś się stało jej siostrze? Mogła nie pozwolić jej pójść sobie. Mogła zawołać Chejrona, albo Dionizosa. Kogoś, kto powstrzymałby nastolatkę przed zrobieniem tej głupoty, jaką było odejście z Obozu.
     Łowczyni wstała. Nawet jeśli wcześniej nie powiedziała nikomu, że Heather chce odejść, powinna była zrobić to teraz. Powoli przemierzała drogę do Wielkiego Domu, czując się przy tym okropnie. Bała się o siostrę, a siebie obwiniała o jej wyjście z Obozu.
     — Thalia! — usłyszała znajomy, męski głos. W jej stronę zmierzał Percy wraz z Aaronem, Groverem i Annabeth. — Heather odeszła? 
     Dziewczyna nie potrafiła stwierdzić, czy to pytanie, czy może stwierdzenie. W końcu uznała, że to to pierwsze, i lekko skinęła głową.
     — Tak. Trzeba powiedzieć o tym Chejronowi.
     Nikt nie odpowiedział. Posłusznie ruszyli za córką Zeusa. I ona, i Aaron odczuwali ogromny strach o Heather. Co jeśli coś jej się stało i nie dotrze do domu? Ajakos był groźnym przeciwnikiem. Jedna nastolatka nie miała z nim szans, nawet jeśli mieli tego samego ojca. Na dodatek brakowało jej treningu...
     Doszli do Wielkiego Domu. Na werandzie nie było nikogo, a więc zapukali. Po chwili otworzył drzwi Chejron.
     — Heather odeszła — powiedziała na wstępie Thalia, nie dbając o żadne „dzień dobry”. 
     Chejron nie wiedział jak zareagować. Z jednej strony dał dziewczynie dzień wcześniej wybór, z drugiej obiecał Zeusowi zrobić wszystko, żeby zatrzymać dziewczynę. Nie dał z siebie stu procent, a przynajmniej takie miał odczucie. Jednakże Heather była prawie dorosła, mogła sama podejmować takie decyzje.
     Centaur wpuścił herosów do środka. 
     — Powinniśmy ją poszukać. Może uda nam się ją znaleźć i namówić do powrotu — powiedział Aaron.
     — Co jeśli jest już za późno i Ajakos ją dorwał? — Thalia krążyła w kółko. 
     — Heather jest twarda, nie podda się bez walki — Percy próbował uspokoić koleżankę.
     — Może potrzebować teraz pomocy. Chodźmy jej szukać — naciskał Aaron.
     — Nie wiemy w którym kierunku poszła — zauważyła Annabeth.
     — Rozdzielimy się i ją znajdziemy — powiedziała Thalia.
     — Osobno będziemy łatwym celem dla Ajakosa – zaprotestowała blondynka.
     — Damy radę.
     — Chejronie — zaczął Aaron — co o tym myślisz?
     Wpatrzony w okno centaur przez kilka sekund milczał. W końcu odpowiedział, na zewnątrz spokojny, choć w środku lekko zasmucony. Wyglądało na to, że stracili kolejnego herosa.
     — Już za późno — powiedział. — Ajakos dorwał Heather.
     Wszyscy podeszli do okna, zdziwieni skąd wie. Poza Obozem panowała burza, tak ogromna, jakiej nie było od dawna. Na niebie nad Obozem kłębiły się ciemne chmury, jakby deszcz i wyładowania atmosferyczne miały dotrzeć także tutaj. Nigdy wcześniej nie działo się tak. To Pan Niebios pokazywał swój smutek.

Lokalizacja: dom Adelaide
     Adelaide miała w głowie, łagodnie mówiąc, burdel. Była rozdarta. Z jednej strony ufała Zeusowi, który obiecał jej, że Heather będzie bezpieczna, a z drugiej widziała jego twarz zdającą się mówić „kłamię. Ajakos ją dorwie. Wyczekuj znaku”. Ale przecież znała też Heather. Była uparta i waleczna, nie dałaby się łatwo zabić. Chociaż... Czy dałaby radę? Zeus sam stwierdził, że jego syn jest bardzo potężny, a dziewczyna ma przy nim małe szanse.
     Kobieta zaczęła się zastanawiać, przez ile lat będzie jeszcze żyła w nieświadomości odnośnie tego, czy jej córka żyje i jest zdrowa. Odkąd uciekła z domu, przez pięć lat nie miała od niej żadnej informacji. Modliła się, żeby Heather dała jakiś znak życia.
     Aż nagle przyszedł Zeus. Wyjaśnił, że do tej pory bezpiecznej Heather na nowo towarzyszy niebezpieczeństwo. Obiecał, że nic jej nie będzie, a potem znowu zostawił ją, z chaosem w głowie, martwiącą się o jedynaczkę.
    Jej rozmyślania o dziecku przerwało uderzenie pioruna. Poderwała się z miejsca. Zazwyczaj nie bała się burzy, jednak tym razem piorun uderzył tuż przy jej oknie.
     „Wyczekuj znaku”. Piorun blisko jej domu. Deszcz lecący z chmur na niebie, jakby to właśnie niebo płakało.
     Adelaide dostała znak. 
     Upadła na kolana i zaczęła płakać. Nie, to nie mogło być prawdą. Heather... Jej dziecko nie mogło umrzeć. Musiało żyć! Zeus musiał się pomylić!

Lokalizacja: nieznana
     Niebieskie światło oślepiało Heather. Wywołało to u niej niepewność, zdezorientowanie oraz strach. Co się działo? Gdzie ona była? Skąd to niebieskie światło dobiega? Co ono mogło oznaczać? 
     W końcu zaczęło tracić blask. Odzyskała wzrok, ale musiała mieć zmrużone oczy, żeby zobaczyć wąską drogę z asfaltu. Z niechęcią zauważyła, że ma nagie stopy. Nie mogła sobie przypomnieć, czy zgubiła buty, ściągnęła, czy po przebudzeniu nawet nie zakładała ich. W jej pamięci była dziura. Mogła sobie tylko przypomnieć, że obudziła ją Thalia, kiedy to weszła do pokoju. Co działo się potem? Czy siostry rozmawiały ze sobą? Pewnie tak. Lubiły ze sobą rozmawiać. Nawet jeśli odbyły pogawędkę, to co działo się następnie? Być może Heather poszła do łazienki. Być może poszła porozmawiać z kimś innym niż Thalia. Na nic więcej nie miała pomysłu. W kółko zadawała sobie to jedno pytanie: co zrobiła, że teraz znajdowała się w tym dziwnym miejscu?
     Włosy opadły jej na twarz. Szybko odgarnęła je, wciąż idąc. Jak długo tak maszerowała? Nie miała wątpliwości, że długo. Nogi bolały ją. Chciała zatrzymać się i odpocząć, ale nie mogła. To tak, jakby nie miała kontroli nad własnymi nogami; niosły ją gdzie chciały, mając gdzieś, że są zmęczone. 
     Niebieskie światło powoli nikło. Stawało się coraz ciemniej, choć droga wciąż była dobrze widoczna. Heather nie miała pojęcia, czy to dobrze, czy źle. I jedno, i drugie mogło sprawić, że dziewczyna pożałuje swojego żywota.  Nie bała się tego, co ją mogło czekać. Właściwie jej uczucia co do nieznajomego były żadne, z wyjątkiem lekkiej nadziei na koniec wędrówki. 
     Ale póki co nie zapowiadało się na koniec drogi. Była wyczerpana, brzuch burczał jej z głodu, a usta pragnęły wody. Z czoła lał jej się pot. Gdyby mogła się zatrzymać, chociażby na dziesięć minut... Ale nie. Nogi nadal ją niosły, nie dając ani chwili wytchnienia. Usilnie próbowały doprowadzić ją gdzieś. Zostało jej tylko jedno pytanie: gdzie?
     W końcu światło, tym razem białe, zaczęło znowu przybierać na intensywności. Heather zamknęła oczy. Nogi nadal ją niosły. W końcu zatrzymały się, a dziewczyna poczuła, jakby unosiła się. Towarzyszyło jej przyjemne uczucie, a przynajmniej do momentu, kiedy nie usłyszała słowa „walcz” wykrzykiwanego przez tłumy. Otworzyła oczy, i natychmiast przebiegł ją dreszcz. Tymi tłumami było kilkoro bogów, obserwujący Zeusa walczącego na miecze z Ajakosem na Olimpie. Nie było ich tak dużo, jak to Heather myślała. Ajakos miał dwie rany na swoim ciele, jego twarz wyrażała ból i zmęczenie, ale dalej walczył dzielnie z bogiem, który bardziej wyglądał na znudzonego, niż zmęczonego. 
     W końcu Zeus postanowił skończyć te widowisko. Dwoma ruchami powalił syna i przystawił mu miecz do gardła.
     — Skończ już, Ajakosie. Nigdy nie będziesz wystarczająco silny, aby mnie pokonać.
     Bóg zabrał miecz. Ajakos usiadł, ledwo żywy. 
     — I tak się zemszczę — warknął.
     Białe światło na nowo oślepiło Heather, a kiedy zniknęło, dziewczyna nie widziała już nigdzie Ajakosa. Zebrani wokół walczących bogowie wykrzykiwali wesoło imię Pana Niebios. Jedynie on przypatrywał im się z poważną twarzą.

     Heather otworzyła oczy. Leżała na podłodze w mało co oświetlonym pomieszczeniu. Rozłożone raz na jakiś czas lampy dawały odrobinkę światła, jednak niewiele. Półbogini nie widziała, jak długie jest pomieszczenie, udało jej się tylko wychwycić ciemny kolor zarówno podłogi, jak i ścian, a także to, iż pomieszczenie było wąskie. Obok niej znajdował się mały stoliczek, na którym leżały strzykawki z igłami. Ile razy Ajakos zrobił jej takie zastrzyki?
     Dziewczyna czuła się wykończona. Nie miała siły poruszyć rękami czy nogami. Poza tym, czuła obojętność. Nie miała wątpliwości, że Ajakos ją zabije. Nie miała też jak się obronić przed nim. Mogła tylko pogodzić się z myślą o śmierci.
     Leżała tak bardzo długo. Próbowała usnąć, ale nie mogła. Była głodna i spragniona picia, ale nie miała innego wyjścia, jak czekać na syna Zeusa.
     W końcu przyszedł. Przyklęknął przy Heather. Nie chciała na niego patrzeć, a więc odwróciła głowę. Ajakos odwrócił ją z powrotem, nie bawiąc się przy tym w delikatność. Trzymał ją, żeby zmusić dziewczynę do patrzenia na niego.
     — Co ci się śniło?
     Przez chwilę panowała cisza. Heather miała wątpliwości co do dzielenia się z nim nimi.  
     — Czego ode mnie chcesz? — wyszeptała.
     — Co ci się śniło? — warknął.
     — Chcesz się zemścić na Zeusie, tak? Nie mogłeś go pokonać w walce, kończyłeś na tym ośmieszony, a więc postanowiłeś dorwać mnie? Najpierw z pomocą Daisy i Demeter. Kiedy Zeus zrozumiał to i ukarał je, zacząłeś działać samo... — Urwała, bo Ajakos wstał i kopnął ją dwa razy w brzuch. Mimowolnie skuliła się i zaczęła głęboko oddychać, czując przeszywający ból. 
     — Powtórzę po raz ostatni: co ci się śniło?
     Stał nad nią, jakby przymierzając się do kolejnego kopnięcia. Heather nie chciała sprawdzać, czy to zrobiłby, i wyjąkała:
     — Ty walczący z Zeusem na miecze.
     Kopnął ją po raz kolejny w brzuch, podszedł do stolika, wziął jedną ze strzykawek i nachylił się do Heather.
     — Śpij, dziecino. Niech przyśnią ci się same najprawdziwsze sny — szepnął, zrobił zastrzyk dziewczynie, a następnie przysłuchiwał się, jak jęczy z bólu. Dopiero kiedy zasnęła, wyszedł.
*  *  *
I jest! Rozdział miał być później, ale jednak zdecydowałam się dodać go wcześniej.
Zapraszam także na mój nowy blog, także fanfic Percy'ego - http://smiertelny-wyscig.blogspot.com

5 komentarzy:

  1. Aaaaaa, bulwers.
    Dlaczego Zeus (ani Posejdon) nie zrobili NIC by uratować Heather, tylko smutno kiwali głowami?! To nie do pomyślenia! Zeus po raz kolejny dostaje medal Ojca Roku...

    Podobało mi się w sumie to spojrzenie na porwanie ze wszystkich stron :)

    Na nowego bloga zaraz wleze :D

    Życzam weny i czekam na nexta! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no to bogowie, niby smutni ale co tam, to nie ich tyłki są zagrożone xd

      Dzięki ;*

      Usuń
  2. Ej :< Biedna samotna Heather :< Niechaj Drużyna Wpierdolu biegnie jej na ratunek hej!

    Gdy przeczytałam nazwę drugiego bloga pomyślałam : Piekielny Wyścig?! Czy to możliwe?! xDDD

    Fajny pomysł z różnymi perspektywami i wgl xDD

    Weniaj,
    Sus ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drużyna nie zostawia swoich, nie? Także spokojnie :)

      Usuń
  3. Ja pierdziele, Zeus mnie dobił. Serio, koleś, jesteś pierdolonym blogiem i nic, tak? Dobrze, że Heather ma jeszcze paczkę przyjaciół. Oni przynajmniej spróbują coś zrobić!

    OdpowiedzUsuń

©ZaulaAveline