piątek, 29 kwietnia 2016

2.2 Zlot fanów bogów greckich

     Zbudził mnie jakiś dźwięk. W pierwszej chwili nie rozumiałam, co się dzieje, ale po kilku sekundach przypomniałam sobie, co Chejron mówił o kolacji. Miałam czekać na sygnał. Byłam praktycznie pewna, że to właśnie on. Podeszłam do lustra, które zostało przywieszone na jednej ze ścian, zaraz obok łóżka. Byłam rozczochrana, ale uznałam, że nie ma już czasu na szukanie szczotki. Przeczesałam włosy ręką, po czym wyszłam z domku. Zobaczyłam wiele obozowiczów, idących w szeregu. Nigdy jeszcze tak nie chodziłam na kolację. No, ale właśnie tego się spodziewałam po tym miejscu - dziwnych rzeczy. 
     Stołów było kilkanaście, ale w tym dwa puste. Nie wiedziałam, gdzie usiąść, więc bezradnie rozglądałam się, dopóki nie podszedł do mnie Grover i nie wytłumaczył, że przy posiłkach siedzimy z osobami, z którymi mieszkamy. W moim domku byłam sama, a więc przez cały posiłek nie rozmawiałam z nikim. Właściwie, to nie tylko posiłek, bo wcześniej, tak jak mówił Grover w taksówce, na cześć bogów wrzucaliśmy do ognia kawałek naszego jedzenia. Widziałam, że niektórzy przy tym coś mówili, ale nie słyszałam co. Sama nic nie powiedziałam. 
     Po posiłku Chejron postanowił coś ogłosić. Z uwagą przysłuchiwałam się temu, co ma do powiedzenia. Siedział przy jednym stoliku z Panem D., kilkoma chłopcami o piaskowych włosach i z satyrami. Kiedy tak patrzyłam na centaura, na kilka sekund przeniosłam spojrzenie i spotkałam się wzrokiem z Dionizosem. Szybko znowu zwróciłam uwagę na Chejrona, wciąż doskonale pamiętając, co było w tej "wizji", którą Pan D. podsunął mi na werandzie.
     — Część z was już pewnie wie — zaczął Chejron — że nie długo w naszym obozie będziemy mieli zaszczyt rezydować kilku gości. Swoją obecnością zaszczycą nas Łowczynie Artemidy, a także sami bogowie. Będzie to dla was wspaniała okazja do porozmawiania z waszymi rodzicami.
     W oczach dzieciaków zapłonął błysk szczęścia i ekscytacji. Jak często one widywały swoich rodziców? Czyżby tak samo jak ja? A więc bardzo szlachetnie ze strony bogów. "Jesteśmy waszymi rodzicami, a więc złożymy wam tą wizytę. Pierwszą i ostatnią w waszym życiu". Miałam ochotę zawołać "komu możemy pogratulować genialnego pomysłu?", ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. To nie wina Chejrona, że bogowie mają nas gdzieś. Nawet Dionizosa nie mogłam za to winić, nie ważne, jak bardzo go znienawidziłam w ciągu ostatnich godzin. 
     Chejron jeszcze coś mówił, ale wyłączyłam się. Zaczęłam myśleć o matce. Nienawidziłam jej, ale byłam ciekawa, co u niej. Czy w ogóle przejęła się tym, że wyjechałam? Wiedziała, kim jest mój ojciec? Co teraz robiła?
     W końcu Chejron pozwolił nam wrócić do naszych wcześniejszych  rozrywek. Uznałam, że pośpię później, a teraz poszłam za większością obozowiczów, którzy rozmawiali między sobą. Przysiadłam na jednym z kamieni i obserwowałam wszystkich, zastanawiając się, czy oni na początku też nie mogli się tutaj odnaleźć. Nie wyglądało na to.
     — Kto by się spodziewał, że córka Zeusa będzie taka cicha i nieśmiała? Czyżbyś się bała cokolwiek odezwać? — Usłyszałam głos za sobą.
     Odwróciłam się. Za mną stała Clarisse i jej dwie koleżanki, tak samo brzydkie jak ona. W jednej z nich rozpoznałam dziewczynę, która podeszła do Clarisse, kiedy to piorun uderzył w nią.
     — Wróciłaś po większe manto, Clarisse? — zapytałam z lekkim uśmieszkiem na ustach.
     Dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
     — Możesz być córką najpotężniejszego boga — wysyczała Clarisse — ale to nie oznacza, że będziesz taka jak on. 
     I poszła sobie, a za nią jej przyjaciółki. Zostawiła mnie wściekłą, lecz uspokoiłam się już po kilku sekundach. Uznałam, że nie warto przejmować się nią. Na pewno nie będziemy przyjaciółkami, więc lepiej olać ją, niż mieć co kilka godzin podniesione ciśnienie.
     — Nie przejmuj się Clarisse.
     Przysiadł się do mnie jakiś chłopak. Miał brązowe włosy, morskie oczy i tak na oko był starszy ode mnie o dwa lata.
     — Nie przejmuję — odpowiedziałam.
     — Jestem Percy. — Chłopak podał mi rękę. — Syn Posejdona.
     Zaraz... Posejdon, to ten z Wielkiej Trójki. Fajnie. Nie tylko ja okazuję się być zakazanym dzieckiem bogów. Czy to w ogóle brzmi logicznie? Och, dlaczego to wszystko musi być skomplikowane?!
     Uścisnęłam jego dłoń.
     — Heather. Córka Zeusa. 
     — Ciężki dzień, co?
     Kiwnęłam głową.
     — To wszystkie jest takie... Dziwne.
     — Kwestia przyzwyczajenia. Na ogół bywa tutaj fajnie. Poznasz nowych ludzi, zaprzyjaźnisz się z nimi, i wszystko staje się łatwiejsze.
     — W twoich ustach wydaje się to być takie łatwe.
     — A nie jest?
     Pokręciłam głową.
     — Nie pasuję tutaj.
     — To samo myślałem na początku. Po kilku dniach zacząłem uwielbiać to miejsce. Zobaczysz, będzie dobrze.
     Poklepał mnie po plecach jak starą przyjaciółkę, po czym wstał i poszedł. Miałam tylko nadzieję, że miał rację. Nie chciałam spędzać całych dni na unikaniu Pana D., jedzeniu i spaniu.
     Wciąż obserwowałam ludzi. Wiele z nich wygłupiało się. Widać było, że dobrze się bawią. Mój wzrok spoczął na grupce chłopców z kubkami w rękach. Mogli mieć po siedemnaście, osiemnaście lat. Dwójka z nich miała blond włosy, podczas gdy trzeci brązowe włosy i zarost. Był cholernie przystojny. W sumie tamta dwójka także, ale właśnie on najbardziej przypodobał mi się. W którymś momencie spojrzał na mnie, puścił oczko, i wrócił do rozmowy. Miałam tylko nadzieję, że nie zrobiłam się czerwona na twarzy.
     Wstałam i ruszyłam ku domku Zeusa. Chyba jednak nie miałam ochoty tutaj siedzieć. Spanie wydawało się być lepszym zajęciem. Kiedyś matka nie wierzyła, że prześpię cały dzień i noc. Założyłyśmy się o to. Przegrała. Budziłam się tylko po to, aby napić się, pójść do toalety i ewentualnie zjeść coś. Teraz nie wątpiłam, że jak tylko się położę, to usnę. 
     Zrobiłam trzy kroki, kiedy drogę zastąpiła mi jakaś dziewczyna. Miała jasnobrązowe włosy, duże oczy i malinowe usta. Miałam tylko nadzieję, że to nie jest jakaś przyjaciółka Clarisse, która postanowiła spróbować zemścić się na mnie za upokorzenie jej koleżanki.
     — Hej — powiedziała dziewczyna — jestem Daisy.
     — Heather — Również przedstawiłam się.
     — Aaron się na ciebie gapi. Nie odwracaj się! — zawołała cicho, kiedy chciałam się odwrócić i zobaczyć, który to. — Niech nie myśli, że rozmawiamy o nim.
     Tak właściwie, to jeszcze nawet nie za bardzo zaczęłyśmy, ale postanowiłam nie wyprowadzać dziewczyny z błędu. Wydawała się być fajna, póki co.
     — Który to jest? — zapytałam.
     — Szatyn z zarostem. Ma osiemnaście lat. Syn Ateny. Wygląda na to, że wpadłaś mu w oko. Nigdy nie gapi się tak długo na kogoś.
     Znowu chciałam się obrócić, ale Daisy szybko powstrzymała mnie.
     — Nie rób tego! Za chwilę pewnie będzie szedł z kolegami nad jeziorko, to go zobaczysz.
     Co? Skąd ona to wiedziała? Miałam nadzieję, że to nie jakaś psychopatka, która śledzi każdą poznaną tutaj osobę. Nie chciałam mieć prześladowczyni. Gdyby był to ładny chłopak, na przykład ten z zarostem... Inna sprawa. Wolałam chłopaków od dziewczyn, a tamten był bardzo przystojny. Bardziej byłabym zadowolona z niego, jako stalkera, niż z niej.
     — Skąd ty to wszystko wiesz?
     Daisy machnęła obojętnie ręką.
     — Prawie codziennie tak robią. Jesteś tu nowa, nie? — Zmieniła temat.
     — Na to wygląda. A ty, jak długo tutaj jesteś?
     — Rok. Jestem całoroczna, więc okrągły rok.
      Posłałam jej pytające spojrzenie.
     — Jak to?
     — Można tutaj zostawać albo na lato, albo na cały rok. Na jak długo zostajesz?
     — Cały rok — odpowiedziałam bez zastanowienia.
     — Chejron pewnie uzna to za doskonały wybór. Ciebie potwory wyczują bardzo łatwo. Dużo ich spotkałaś do tej pory?
     Nie powiem, tempo, jakie przybrała nasza rozmowa, było dla mnie szokiem. Dziewczyna wydawała się być życzliwa i rozgadana, a także niczym się nie krępowała. Muszę  przyznać, że spodobało mi się to. Może głównie dlatego, że była tutaj, póki co, jedyną osobą, która na wstępie nie zaczęła gadać o moim boskim rodzicu. Daisy była taka zwyczajna, jakbyśmy wcale nie były pókrwi. To trochę zaczęło przypominać mi dom, a przynajmniej to, czego nie miałam w domu - to, aby mieć z kim pogadać, nawet jeśli tylko o chłopakach.
* * *
No tak, kolejny nudny rozdział. Kolejny będzie już o wiele ciekawszy, obiecuję ;)

6 komentarzy:

  1. Nie było tak źle :) Weny!

    Susan
    thestoryofnewgeneration.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest Percy, jest impreza!
    Mam nadzieję na jakieś miłe wątki z Aaronem! ♥

    Weńska! ♥

    PS. Zazdroszczę czasu na tyle notek w tak krótkim czasie :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyłapałam kilka błędów (z góry przepraszam za mój charakter)- nie ma p rzecinka przed "że"i kilka razy powtarzają się słowa w opisach.
    Ogólnie nie interesuję się Percy'm Jackson'em, ale koleżanka mi poleciła, więc oto i jestem.😊 Jeżeli ten komentarz Cię uraźł- usuń go.
    Biorąc pod uwagę to wszystko, wpis jest bardzo udany. Oby tak dalej!😉
    Chciałam jeszcze dodać swój link do bloga: thebig8love.blogspot.com
    Od razu mówię- nie czytam komentarzy, które dotyczą pierwszych rozdziałów.☺
    💎Avery Moon💎

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam Cię do LBA, więcej w najnowszym poście. Wybacz, nie chce mi się dodawać linkuuu XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://vis-vim-vi-pellit.blogspot.com/search?updated-max=2016-05-01T16:42:00%2B02:00&max-results=1

      Usuń
  5. Dopiero dzisiaj zobaczyłam komentarz na moim blogu, dlatego dopiero teraz trafiłam na tego bloga. Muszę przyznać, że Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba. Ciekawie napisane. Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

©ZaulaAveline