piątek, 22 kwietnia 2016

1.2 Poznaję imię mojego taty

     — Heather, to jest Grover. Dopilnuje, żebyś dotarła bezpiecznie do obozu — powiedziała matka.
     Znalazła się opiekuńcza mamuśka.
     — Już ci mówiłam! Dam sobie radę! Jak zawsze, zresztą! — krzyknęłam.
     — Zaatakowała cię hydra, Heather! Musisz pójść z Groverem do obozu. Tam będziesz bezpieczna.
     No, świetnie. Próbowała wmówić mi, że robi to dla mojego bezpieczeństwa. Niezłe bzdury. Naprawdę myślała, że dam się na to nabrać?! Byłam pewna, że ten „obóz” okaże się być domem dziecka, a matka powiedziała tak tylko dlatego, że w rzeczywistości był to obóz przetrwania. To było w jej stylu.
     — Dajcie mi spokój! Sama sobie poradzę, rozumiecie?!
     — Heather — odezwał się Grover — możesz zginąć, jeśli nie zaprowadzę cię do Obozu Herosów. Hydra to dopiero początek. Będzie coraz gorzej. Potwory wyczują cię i dopadną.
    Satyr wydawał się być szczery, ale... Nadal miałam wątpliwości.
     — Dlaczego miałabym ci wierzyć? — zapytałam z lekkim wahaniem.
     A co jeśli to była prawda? Jeśli rzeczywiście chcieli mnie tylko zabrać w bezpieczne miejsce, abym przeżyła jeszcze kilka dni? Kiedy zaatakowała hydra, nie miałam pojęcia co robić. Dziwię się, że w ogóle przeżyłam.
     — Zaprowadzę cię do innych herosów. Pomogę ci dowiedzieć się, kim jest twój ojciec.
     To było kuszące. Nie ważne, jak byłam wściekła, chciałam się dowiedzieć, kim jest szanowny tatusiek. Właściwie tylko po to, abym mogła przeklinać jego imię do końca moich dni, ale czy to ważne? Z resztą, należało mu się. Zostawił mnie, nie dał nawet znać, jak ma na imię. Bardziej od niego zaangażowany był ten satyr, Grover, który jako jedyny chciał mojego bezpieczeństwa, a tak mi się przynajmniej wydawało w tamtym momencie.
     Przymknęłam oczy. Nigdy nie lubiłam podejmować decyzji, szczególnie takich, które, jak w tym przypadku, mogły sprawić, że przeżyję lub nie. Miałam tylko dwanaście lat. Co ja tam mogłam wiedzieć o życiu?
     — Dobra, niech wam będzie. Pójdę z tobą — powiedziałam do Grovera, a mój głos brzmiał na zrezygnowany.
     Podniosłam z łóżka torbę, do której spakowałam ciuchy i podeszłam do satyra. Wciąż miałam wątpliwości, jednak starałam się je zagłuszyć innymi myślami, bardziej przyjemnymi. Nie było ich wiele, jednak zawsze coś.
     Mama dała Groverowi plik banknotów. W pierwszej chwili przyszło mi na myśl, że to za zabranie mnie jak najdalej od niej i trzymanie z daleka, albo że płaci mu za zamordowanie mnie. Nie tylko przestraszyłam się tego, lecz zezłościłam do tego stopnia, że prawie skoczyłam matce do gardła. Na szczęście, powstrzymałam się do chwili, aż powiedziała, że to pieniądze na taksówkę, abyśmy szybciej dotarli do obozu.
     — Nie pożegnasz się, Heather? — zapytała, kiedy tylko ruszyliśmy z Groverem do drzwi.
     Powoli odwróciłam się w jej stronę.
     — Mam nadzieję, że więcej się już nie zobaczymy — odpowiedziałam. Zamierzałam z tym zdaniem poczekać do moich osiemnastych urodzin, kiedy to tylko stanę się pełnoletnia i będę mogła się wyprowadzić, ale sytuacja pozwoliła zrobić mi to wcześniej.
     Mama nie odpowiedziała. Pozwoliła, abym wyszła z domu zaraz za satyrem, i doznała świeżego powietrza, od którego lepiej się poczułam.

     — Opowiedz mi coś o tym obozie — poprosiłam Grovera, kiedy już siedzieliśmy w niewygodnej, żółtej taksówce, z brązowymi, skórzanymi fotelami i starszym mężczyzną, lekko przygłuchawym, za kierownicą. Musieliśmy trzy razy krzyczeć, gdzie chcemy dotrzeć, zanim nas usłyszał.
     — Jest tam super. Pewnie będziesz zaskoczona, ale  będziesz się tam dobrze bawić. Dyrektorem jest Pan D., a Chejron pomaga mu.
     — Chejron… — powtórzyłam. Gdzieś już to słyszałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Kim on mógł być?
     — To centaur — podpowiedział mi Grover.
     Dalej nie wiele mi to mówiło. Mitologia to nie był mój świat, przynajmniej nie do tej pory. Nie interesowała mnie. Wolałam się trzymać od niej z daleka. Popełniłam błąd. Teraz, kiedy to wszystko okazało się być prawdą, wiedza bardzo przydałaby mi się. Jak mogłam być tak głupia?! Podejrzewałam, co się dzieje, i co? I nic. Nie wzięłam się do nauki. Byłam naiwna, myśląc, że może to ja jednak jestem szalona, a cały ten świat mitologiczny jest tylko wierzeniem starożytnych Greków oraz Rzymian.
     — Co robicie na tym obozie? — zmieniłam temat.
     — Ciężko opowiedzieć ci o wszystkim. Mamy dużo zajęć. Obóz zajmuje się sprzedawaniem truskawek, co pokrywa wszystkie koszty. Lepiej byłoby winorośl, ale Pan D. dostał zakaz, a więc wystarczają nam te truskawki.
     — Dlaczego dostał zakaz? I od kogo?
     — Od jego ojca, Zeusa, za poderwanie jakiejś zakazanej najady.
     Najady? Co to jest?! Wolałam już nie pytać o to Grovera, szczególnie, że miałam inne pytanie, chyba trochę ważniejsze od tego.
     — Pan D. też jest herosem?
     Grover zdziwił się. Najwyraźniej był nieprzygotowany na to, że moja wiedza o mitologii jest zerowa. Zrobiło mi się go szkoda, gdyż miałam jeszcze mnóstwo pytań, i to właśnie jemu chciałam je zadać. A on zdawał się być lekko zirytowany tym, że musiał opowiadać mi dokładnie o wszystkim.
     — Pan D. to Dionizos, bóg wina. Nie słyszałaś nigdy o nim?
     — Nie interesuję się mitologią.
     — Będzie trzeba cię podszkolić. Podczas posiłków mamy zwyczaj wrzucania jedzenia do ognia, na cześć bogów. Super jest to, że na obozie nigdy nie pada, a więc jemy na zewnątrz. Każdy domek ma swój stół. Do jednego domu należą herosi, którzy mają tego samego boskiego rodzica. Do Hermesa przyjmuje się także tych, którzy jeszcze nie są uznani przez swoich rodziców.
     Och... Czyli mój kochany ojczulek musi sam zdecydować, czy chce się do mnie przyznać, czy nie, chociaż nawet nie ma pojęcia jaka jestem? Tak, to bardzo sprawiedliwe. Zrobić dziecko, a potem olać je, zapomnieć o nim, mieć je gdzieś. Zostawić je, żeby same sobie radziło. Ci, co mają jeszcze w porządku ludzkiego rodzica, mają dobrze. Moja matka... No cóż, to nie jest dobry materiał na rodzica. Jest do niczego. Ludzie tacy jak ja mają przekichane.
     — Jak wygląda takie uznanie przez rodzica?
     — Zazwyczaj pojawia się nad głową atrybut danego boga. Po tym wiemy, do jakiego domku kogoś przydzielić.
     O matko. Jak dziwnie. Ten obóz z pewnością do normalnych nie należał. Mogłam się w sumie tego spodziewać. Matka nigdy nie wysłałaby mnie na normalny biwak. To nie w jej stylu.

     W końcu dotarliśmy na Wzgórze. Gdy doszliśmy pod ogromną sosnę, naszym oczom ukazał się cały obóz. I właśnie wtedy dech zaparł mi w piersiach.
     Dolina była niesamowita. Jasnozieloną trawę upiększało morze, po którym pływały kajaki wraz z dzieciakami w pomarańczowych koszulkach. Z daleka nie byłam w stanie dostrzec tekstu na nich.
     Na skraju lasu, obok morza, były domki, ustawione w podkowę. Było ich dokładnie dwanaście. Po jednej stronie były nieparzyste, po drugiej parzyste. Każdy z nich wyglądał inaczej, każdy był dziwny. Żaden z nich nie przypominał normalnej, obozowej daczy. Pomiędzy domkami było miejsce na ognisko.
     Oprócz tego zauważyłam najprawdziwszą grecką arenę, piaszczyste boisko do siatkówki, leśne ścieżki, po których dzieciaki jeździły na koniach i kilku nastolatków, którzy strzelali z łuku. Każdy z nich miał tą samą pomarańczową koszulkę, a napis na nich głosił "Obóz Herosów".
     Ale to nie zainteresowało mnie w tak wielkim stopniu jak ogromny dom, czteropiętrowy, pomalowany na niebiesko z białymi wykończeniami. Na dachu była chorągiewka w kształcie mosiężnego orła. Zdawało się ono mnie przyciągać, jak mało co. Było... tajemnicze.
     Ogółem miejsce było niesamowicie piękne, jakby jeden z moich kilku snów o niewyobrażalnie cudownych został urzeczywistniony. Zalało mnie uczucie szczęścia, że w ogóle mogę przebywać w takim miejscu, a także ekscytacji na myśl, co mogę tutaj robić. Może łucznictwo nie było zajęciem, które można było spotkać na co dzień na ulicach, a arena sugerowała, że nie zawsze jest tutaj bezpiecznie, ale to tylko sprawiało, że pobudzała się we mnie adrenalina. To wszystko było jak spełnienie moich marzeń.
     Starałam się nie okazać Groverowi, jak bardzo jestem zadowolona z przyjazdu tutaj. Jeszcze przekazałby to mojej matce, a ostatnie czego chciałam, to żeby myślała, że to wszystko dzięki niej, bo przecież to ona zadzwoniła po Grovera.
     — Wow — wyszeptałam jedynie. — Jest zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażałam.
     — To jeszcze nie wszystko. Chodź, poznasz Chejrona.
     Zaczęliśmy przemierzać teren obozu, kierując się do tego czteropiętrowego domu. Nie powiem, byłam zafascynowana tym, co mogę tam zobaczyć. Spodziewałam się czegoś niesamowitego, jak całe te miejsce, czegoś innego od reszty.
     Przechodziliśmy obok areny, kiedy ktoś zawołał Grovera. Satyr odwrócił się, a ja razem z nim, po to, żeby zobaczyć ciemnowłosą dziewczynę, wysoką, dobrze zbudowaną, ubraną w moro.
     — Jakaś nowa? — spytała zjadliwie Grovera.
     — Odczep się, Clarisse.
     Dziewczyna podeszła bliżej mnie, a ja już czułam, że będą z nią same kłopoty. To znaczy, ja z nią będę miała same kłopoty. Nie wiedziałam, jak reszta. Clarisse zdecydowanie mnie nie polubiła.
     — No, to kto jest twoim boskim rodzicem?
     — Co cię to obchodzi? — wycedziłam. Po co jej ta informacja?!
     Dziewczyna zaśmiała się.
     — Nikt się do ciebie nie przyznał, co? Ciekawe czemu?
     Zdenerwowała mnie. Tak właściwie, to bardzo łatwo jest mnie wkurzyć, a ona poruszyła drażliwy dla mnie temat mojego ojca. Czułam, jak robię się ze wściekłości czerwona na twarzy. Zaczęłam się nawet obawiać, czy przypadkiem nie wyglądam teraz jak burak z czarnymi włosami. O matko. Musiałabym wtedy prezentować się okropnie. Ale to nie liczyło się dla mnie w tym momencie. Liczyło się tylko to, że Clarisse powinna zamknąć swoją buzię i milczeć na ten temat, gdy wytknęła mi to. To nie jej sprawa.
     — Odszczekaj to — warknęłam.
     Clarisse zbliżyła swoją głowę do mojej.
     — Myślisz, że się ciebie boję? — Znowu z jej gardła wydobył się śmiech.
     To była sekunda. Nie miałam pojęcia, jak to zrobiłam. Wiedziałam tylko, że jestem zła, i to coraz bardziej. Zaczęłam tracić panowanie nad sobą, byłam bliska skoczenia dziewczynie do gardła. Ale zanim to się stało, z nieba wystrzelił piorun i trafił on Clarisse, która z krzykiem upadła na ziemię. Dezorientacja sprawiła, że gniew minął tak szybko, jak się pojawił.
     Rozejrzałam się. Wszyscy przyglądali mi się ze zdziwieniem, jakby nie wiedząc, co robić. Kilka osób podbiegło do Clarisse, której chyba nic się nie stało, oprócz tego, że się wystraszyła. Przejechała palcem po szyi, dając mi znać, że jestem trupem, ale w następnym momencie jej twarz już nie była taka pewna siebie.
     Dopiero kiedy wszyscy uklękli, zobaczyłam, jak wielką widownię przyciągnęła nasza potyczka z Clarisse. Wtedy także zauważyłam piorun nad moją głową. Zaraz, co mówił Grover o uznaniach przez swoich rodziców? A, tak, że wtedy nad głową herosa pojawiał się atrybut rodzica.
     Szybko starałam sobie przypomnieć, kogo symbolem jest piorun. Przypominałam sobie wszystkich męskich bogów, a potem starałam się przyporządkować im ich symbole. Nie musiałam daleko szukać.
     Moim ojcem był Zeus, pan nieba i ludzi.

7 komentarzy:

  1. UUUUUU...
    WIEDZIAŁAM!
    Wiedziałam!
    Wiedziałam!
    Będą kłopoty *___*
    Pisz, pisz, czekam!!

    thestoryofnewgeneration.blogspot.com
    SUSAN ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Okay, okay, okay, okay, Sajdi wbija na dzielnie.
    Mamusia Heater będzie miała tu jeszcze jakieś coś do powiedzenia? Kreujesz ją tak, że wydaje się nie taka zła jak ją Heater maluje. Może się mylę, za historią mamy coś jeszcze stoi, nie? :D

    " O matko. Jak dziwnie. Ten obóz z pewnością do normalnych nie należał. " Czyli witaj w domu, Heather xD

    Haaaaaaaaa! Wiedziałam że jej ojcem jest Zeus! Ciekawe co zrobi Thalia jak się dowie, że ma siostrzyczkę xDD

    Co do rozdziału - w szoku jestem trochę, bo prezentuje wyższy poziom, niż ten poprzedni... Wiem, że niby im dłużej się pisze, tym lepiej i płynniej wychodzi, no ale... u Ciebie to znacząca różnica się pojawiła :D
    Nic tylko pogratulować :D

    Więc czekamy sobie teraz na jakąś akcję z pierdolnięciem (pioruna xD)

    Pozdrawiam i weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamusi jeszcze trochę będzie, ale co i jak to na razie tajemnica, nawet dla mnie :D

      Na Thalię będzie trzeba jeszcze chwilę poczekać, zamierzam ją umieścić w opowiadaniu, ale nie teraz ;)

      Serio aż taka duża różnica? :D Pisałam to o 23 hahaha, kiedy byłam już trochę zmęczona :D Wprowadziłam wczoraj wieczorem trochę poprawek i ta dam, rozdział się pojawił :D

      Dziękuję :)

      Usuń
    2. Wszystko to bardziej płynne się zrobiło, nie było tych zdań, które zakłócały tempo, takich... no kwadratowych xD
      *profesjonalizm w tłumaczeniu xD*
      Dlatego moje zdziwienie, że w sumie to przecież dopiero drugi rozdział XD Ale no, tylko się cieszyć :D

      Usuń
  3. Czytam to tak czytam, i tak sobie myślę ile łączy Heater i moją przyjaciółkę (jest śmiertelniczką ale też ma pogmatwane życie), ale fajnie piszesz, tak jakby szczegółowo, i nie mogę się doczekać co będzie dalej ;)

    http://tentegono.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne! Nadrobiłam pierwszy rozdział i muszę przyznać, że blog zapowiada się ciekawie. Zostaje mi tylko czekać na trzeci rozdział i życzyć weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, tatuś przyznał się do córy. :D Zeus. No spoko, podejrzewałam w poprzednim rozdziale, jak ten piorun strzelił hydrę. :D
    Tutaj błędów na szczęście nie wyłapałam. ;)
    Na dniach na pewno przeczytam resztę. :)
    Pozdrawiam!

    www.gra-zniwiarza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

©ZaulaAveline