wtorek, 2 sierpnia 2016

7.2 Spotkanie rodzinne

     Szok, który poczułam, zaczął zmieniać się w smutek, a ten z kolei w gniew, który narastał we mnie jak oszalały. Wszystkie emocje, wątpliwości które w sobie tłumiłam, zaczęły chcieć się wydostać, a ja powoli przestawałam kontrolować się z trzymaniem tego. 
     Wszyscy stali i wypatrywali mojej reakcji. Wyciągnęłam buteleczkę z pamięcią Zeusa, wściekła jak mało kto.
     — Mam tego dość! Próbujemy uratować pamięć mojemu ojcu, a on jak się odwdzięcza?! Burzą, która zabija mi przyjaciółkę! Nie zasługuje na to, żeby odzyskać swoje wspomnienia!
     Z nieba rozległ się dźwięk uderzenia pioruna. Wyglądało na to, że wkurzyłam ojca. I bardzo dobrze. Należało mu się!
     — Heather — upomniała mnie Thalia. — Proszę, przestań...
     — Co mam przestać?! Prawda w oczy kole?! Elizabeth zmarła, bo próbowała pomóc — Głos załamał mi się, a po policzkach zaczęły płynąć łzy. Nawet nie dbałam o to, że każdy miał zobaczyć moją słabość. Liczyło się tylko to, że moja przyjaciółka nie żyje, została trupem, bo tak zachciało się jakiemuś tam bogu.
     — Uspokój się, Heather, i odłóż pamięć Zeusa — powiedział Aaron.
     — Uspokój się?! — krzyknęłam. — Jak mam się uspokoić?! Lizzy nie żyje, bo mój ojciec miał kaprys kogoś uśmiercić! Nie żyje nasza przyjaciółka, a wy zachowujecie się, jakby nic się nie stało! 
     Kolejny piorun.
     — Heather — Aaron znowu spróbował mnie uspokoić, ale nie pozwoliłam mu na to.
     — Przestań być taki spokojny! Lubiłeś ją, podobno, a teraz masz gdzieś, że nie żyje! Jak możesz, Aaron! 
     Chłopak szybko podszedł do mnie i pocałował, prosto w usta. Pierwotnie byłam oszołomiona- mój pierwszy pocałunek, i to z chłopakiem, którego kochałam, ale oddałam go.
     To sprawiło, że odrobinę uspokoiłam się. Gniew zmalał, powoli zamieniając się w smutek po śmierci Lizzy. Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Aaron odsunął się ode mnie, kładąc jedną rękę na policzku, a drugą wplatając we włosy.
     — To nie Zeus puścił ten deszcz — wyszeptał Aaron.
     Jak to nie Zeus?! Przecież to on jest Panem Niebios! Tylko on może zarządzać, kiedy będzie jaka burza! Jak to nie on puścił ten deszcz?! Nie on zabił Elizabeth?!
     Czułam się coraz bardziej zmieszana. Nic z tego nie rozumiałam, zupełnie nic. Jeszcze nigdy, a przynajmniej dokąd sięga mi pamięć, nie spotkałam się z sytuacją, która byłaby choć odrobinę tak chora jak ta.
     — To kto?
     Aaron spuścił wzrok.
     — Nie wiem. Być może Hera, w końcu to Królowa Niebios. Pewnie też może jakoś panować nad deszczem.
     Nagle zapragnęłam pocałować Aarona, ale tak, aby ten pocałunek trwał już wiecznie. Było to nieziemsko przyjemne, jego usta były ciepłe i takie zachęcające do położenia na nich moich... Wręcz przyciągały mnie, a ja nie byłam w stanie oprzeć się im. Przybliżyłam się do Aarona, który z resztą już i tak był blisko, i pocałowałam go, pragnąc, żeby trwało to wiecznie. Niestety, chłopak odsunął się ode mnie, ku mojemu smutkowi, jakby i tak nie był już duży.
     — Heather — szepnął — To nie jest na to czas.
     Zrozumiałam, o co chodziło, a przynajmniej przeszło mi coś przez myśl.
     — Tu nie chodzi tylko o czas, prawda? — szepnęłam, upewniając się. — Pocałowałeś mnie tylko po to, żebym uspokoiła się i dopuściła cię do głosu. 
     — Przepraszam — odszepnął.
     — Jedziemy na Olimp? Za chwilkę mamy autobus — zapytał Percy, który nie mógł słyszeć naszej rozmowy. Staraliśmy się być cicho, no i byliśmy jakieś dwa metry od reszty.
     — Tak — odpowiedziałam, odchodząc od Aarona. 
     Percy, Daisy i Grover wypruli na przód. Zaraz za nimi szli blondynka i Aaron, rozmawiając ze sobą. A zupełnie z tyłu, na szarym końcu, byłyśmy ja i Thalia.
     — W porządku? — zapytała siostra.
     — Tak — odpowiedziałam, chociaż nic nie było w porządku. Rozpadałam się od wewnątrz, moje serce było stłuczone na milion kawałeczków, i jedyne, co miałam ochotę, to płakać, jak nigdy dotąd, krzyczeć, jakby nikt miał mnie nie słyszeć i rzucać rzeczami, które ostatecznie i tak nie byłyby rozbite, bo byłyby zrobione z plastiku. A zamiast tego jedyne co mogłam zrobić, to wsiąść razem z resztą do autobusu, wejść na Olimp i oddać pamięć ojcu. Miałam nadzieję, że kiedy będzie już po wszystkim, będę mogła tak po prostu się wypłakać, na nic nie zważając. 
     — Przykro mi z powodu śmierci Elizabeth — powiedziała Thalia.
     Kiwnęłam głową. Było tak wiele, czym chciałam podzielić się z siostrą. Powiedzieć jej, że na początku nie lubiłam jej, ale potem zaczęłam ją uwielbiać. Powiedzieć, że cieszę się, że jest teraz przy mnie. Wyznać, że zawsze chciałam mieć kogoś, z kim mogłabym tak po prostu porozmawiać, na luzie i wiedząc, że ten ktoś z chęcią będzie mnie słuchał. Ale wiedziałam, że jeśli tylko spróbuję jej to powiedzieć, rozpłaczę się i będę miała duży problem z pozbieraniem się. Dlatego milczałam, podążając za Percy'm i resztą. Co chwilę patrzyłam ukradkiem na Aarona, wciąż rozmawiającego z blondynką, co było błędem – moje serce zdawało się rozpadać na jeszcze mniejsze kawałeczki. Pomimo tego nie mogłam się powstrzymać. Coś przyciągało mnie do niego, tak jak wcześniej jego usta przyciągały moje. Cholerna miłość.
     Doszliśmy pod autobus, którym mieliśmy pojechać do Nowego Jorku. Wsiedliśmy do niego i rozsiedliśmy się wygodnie na siedzeniach – Grover, za nim Percy z blondynką, ja z Thalią i Aaron z Daisy. Cieszyłam się, że siedzę przed ukochanym, nie za nim. Nie musiałam przynajmniej na niego patrzeć.
     Przed nami była długa droga, a więc, niestety, miałam czas na rozmyślanie. Miałam niesamowity burdel w głowie, i zero pojęcia, jak to uporządkować. Pierwsze miejsce zajmował Aaron i jego odrzucenie, oraz ból, jaki spowodował tym. Na dodatek dał mi nadzieję, całując po raz pierwszy, że czuje do mnie to samo, co ja do niego. Gdybym była optymistką, pewnie cieszyłabym się, że w ogóle miałam okazję poczuć jego usta na moich, i to dwa razy, chociaż ten drugi raz był bardzo krótki. Ale nie byłam optymistką. Byłam wściekła, i sama nie wiedziałam, czy na samą siebie, że byłam taka głupia i zakochałam się, albo że w ogóle przez chwilę pomyślałam, że Aaron może odwzajemniać moje uczucia, czy może na chłopaka, że pozwolił mi na tą cholerną nadzieję i pocałował mnie, przez co pragnęłam więcej, o wiele więcej.
     Drugie miejsce w tym burdelu w mojej głowie zajmowała Elizabeth. Nie mogłam pogodzić się z tym, że zmarła, że już nie będzie jej wśród nas. Polubiłam ją, i kiedy to już się stało, opuściła mnie... Lubiłam Daisy, ale miała zupełnie inny charakter od Lizzy. Z nią to nie było to samo co z córką Aresa. A teraz nagle miałam zostać tylko z Daisy...
     W tym całym syfie nie brakło też miejsca dla mojego ojca. Zastanawiałam się, jak wygląda Olimp, jak tata zareaguje, kiedy podam mu buteleczkę z jego pamięcią, co wtedy powie, czy będzie chciał w ogóle to wypić. Miałam nadzieję, że zrobi to bez problemu. Dzięki tej wyprawie zginęła moja przyjaciółka, a ja ledwo przeżyłam. Nie chciałam, aby to poszło na marne. Nie chodziło tu nawet o mnie, tylko o Elizabeth. Zasługiwała na coś więcej niż „mam gdzieś tą pamięć i to, co dla mnie zrobiliście” ze strony Zeusa. 
     Nagle przyszło mi coś do głowy. Przepowiednia. Zaraz, jak ona szła..? A, no tak:
Herosów czterech nad rzekę się wybierze
Znaleźć to co najważniejsze
Jedno z nich nie wróci żywe.
Pomocy innych półbogów dostąpią
Kiedy bogów przy nich nie będzie.
Dziecko Trójki ledwo z życiem ujdzie
Będzie ono zagładą lub ratunkiem.
     Zaczęłam po kolei analizować ją całą, słowo po słowie. 
     Herosów czterech nad rzekę się wybierze. Załatwione. Ja, Aaron, Daisy i Elizabeth, wyruszyliśmy do Hadesu nad rzekę, aby spotkać się z Mnemosyne. W między czasie spotkaliśmy Lamię i hydrę. Mały bonus.
     Znaleźć to co najważniejsze. Chodziło o pamięć Zeusa. Załatwione. Jedna obietnica wystarczyła, aby bogini zapomnienia oddała mi „to, co najważniejsze”. 
     Jedno z nich nie wróci żywe. Także już po wszystkim. Elizabeth była trupem, a ja... Ja miałam złamane serce i chciało mi się płakać, chociaż nie mogłam. Nie w tym momencie. Musiałam jeszcze chwilę poczekać.
     Pomocy innych półbogów dostąpią. Musiało chodzić o Thalię, Grovera, Percy'ego i tą blondynkę. A więc i to mieliśmy za sobą.
     Kiedy bogów przy nich nie będzie. Tego nie rozumiałam. Nie miałam pojęcia, o co mogłoby chodzić z tym. 
     Dziecko Trójki ledwo z życiem ujdzie. To także gotowe. Mój sen z mamą, podczas którego czułam się tak błogo, okazał się być momentem, kiedy to byłam bliska śmierci. Gdyby nie głos Thalii i ten ból, który był nie do wytrzymania, nie obudziłabym się, a przynajmniej nie miałabym zamiaru. Czułam się tam tak, jak nigdy dotąd, wspaniale. Pragnęłam tego więcej, ale, niestety, to był tylko sen, nic więcej. Dalej mogłam tylko śnić o tym.
     Będzie ono zagładą lub ratunkiem. No, niezłe zakończenie przepowiedni. Budzące grozę, a już szczególnie u mnie, bo to o mnie był ten wers. Nie miałam pojęcia, o czym mógłby być... Chociaż... Hades obawiał się, że zniszczę pamięć przez moje wątpliwości. Pewnie o to chodziło – że nie zwrócę ojcu jego wspomnień, ten buntowniczy głosik w mojej głowie będzie silny, a ja uległa. Jeśli nie zaniosłabym tego Zeusowi, byłabym zagładą jego dawnej osobowości, bo już nie byłby taki jak wcześniej.
     Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na Aarona.
      — „Pomocy innych półbogów dostąpią/Kiedy bogów przy nich nie będzie.” — zacytowałam, starając się mówić jak najciszej, bo wszyscy spali. — Co to może znaczyć?
     Chłopak wzruszył ramionami.
     — Pewnie o to, że któryś z bogów zabił Elizabeth. Inny, albo ten sam, podał Zeusowi wodę z rzeki Lete. Bogowie byli, albo nadal są, przeciwko nam — zamilkł na kilka sekund. — Heather, jeśli chodzi o te pocałunki, to nie chciałem, żeby tak to wyszło...
     — Nie tłumacz się — szepnęłam, odwracając się i dając znać, że rozmowa skończona.
     Spojrzałam na szybę, gdzie widziałam moje odbicie. Co zobaczyłam? Dwunastolatkę z czarnymi włosami, rozczochranymi jak nie wiadomo co, ledwie widocznymi śladami po oparzeniach i oczami tak smutnymi, jakich nigdy jeszcze nie widziałam. A że jestem kiepska w odczytywaniu uczuć, ktoś musi być bardzo smutny, abym to zobaczyła. Ale to nie był czas na żałobę i opłakiwanie mojego zawodu miłosnego. Zostało do zrobienia coś jeszcze bardzo ważnego. Musiałam zwrócić tacie pamięć.

2 komentarze:

  1. Czuję niedosyt, bo było mało akcji -.- Ale rozdział był super! Opisywanie przeżyć i uczuć idzie ci świetnie - naucz mnie błagam!
    Weniaj
    Sus ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam, aby ten rozdział był taki trochę spokojniejszy. W kolejnym będzie coś się działo. Jeszcze następny też będzie spokojny, bo zakończenie części 1, ale potem będzie chyba ciekawiej :D
    Hahaha, sama nie wiem co mnie tak wzięło na opis uczuć :D Ty za to perfekcyjnie budujesz napięcie pomiędzy rozdziałami :P

    OdpowiedzUsuń

©ZaulaAveline