czwartek, 16 czerwca 2016

5.2 Daisy kusi się na pogawędkę z demonem

     — Aaron! — krzyknęłam idąc w stronę chłopaka. — Co to jest?!
     — Lamia! — odkrzyknął. Musiałam mieć niepewną minę, bo pośpieszył z wyjaśnieniami. — Była kochanka Zeusa! Kiedy Hera zabiła ich dzieci, przemieniła się w potwora! Teraz pożera wszystkich maluchów i nastolatków, najpierw zwabiając je do siebie!
     Kolejna kochanka Zeusa? Ile ten facet ich miał? Żona to za mało, musiał podrywać też inne? Przyszło mi na myśl, że mój tato był trochę jak męska prostytutka, z tą różnicą, że z wielu jego związków wychodziły dzieci, nie brał za to pieniędzy i nie wiadomo, ile razy wracał do swoich kochanek.
     Kiedy Aaron powiedział, że Hera zabiła dzieci Lamii, byłam skłonna uwierzyć, że to ona podała tacie eliksir zapomnienia, a mnie próbowała zabić. Czułam, że ta kobieta nie ma żadnych zahamowań.
     — Jest moja! — krzyknęła Elizabeth akurat w momencie, kiedy doszłam do nich i zobaczyłam piękną kobietę z długimi, czarnymi włosami. Hera była przy niej po prostu brzydka. I stało się jasne, dlaczego Zeus ją zdradził.
     — Zabij ją szybko, zanim ona pożre Daisy! — krzyknęłam, obserwując jak przyjaciółka zbliża się do Lamii.
     Elizabeth odciągnęła jedną rękę od ucha, chwyciła nóż i rzuciła ją w demonicę, trafiając. Lamia zawyła i przestała być już taka ładna. Nagle wydawała się być piętnaście lat starsza, a zamiast jej nóg pojawił się tył jak u węża, czyli ogon z łuskami. Gdybym powiedziała, że nie zrobiłoby to na mnie wrażenia, skłamałabym. Wystraszyłam się do tego stopnia, że byłam bliska odwrócenia się i pobiegnięcia prosto do Obozu. A to dopiero był początek naszej wyprawy, nie wyszliśmy jeszcze z lasu.
     Daisy zatrzymała się i cicho krzyknęła. Widziałam, jak się trzęsie, ale dzielnie wyciągnęła miecz, jakby była gotowa do walki, chociaż wiedziałam, że nie była.
     — Trzymaj się od niej z daleka! Jest moja! — zawołała Elizabeth, biegnąc w stronę potwora.
     Spojrzałam niepewnie na Aarona.
     — Powinniśmy jej pomóc?
     Wzruszył ramionami.
     — Poczekaj, zobaczymy jak będzie sobie radzić.
     Daisy cofnęła się kilka kroków, obserwując, jak Elizabeth próbuje wbić miecz w ciało Lamii. Ogon zdecydowanie jej to utrudniał, ale dzielnie odskakiwała kiedy tylko potwór atakował. Nie radziła sobie najlepiej. Chyba tylko jej upartość sprawiła, że nie poddawała się.
     I w końcu oberwała. Dzięki uderzeniu ogonem przeleciała kilka metrów.  Przynajmniej miała bliżej do wydostania się z lasu, bo zostało nam tylko dziesięć metrów do tego. O ile wierzyć przepowiedni, że w ogóle uda nam się wydostać całym i zdrowym.
     — Chyba już czas — powiedziałam, naciskając bransoletkę i biegnąc w stronę Lamii. Było to ciężkie, noga nadal mnie bolała. I po co ja pchałam się na tą całą misję?!
     Aaron dobył miecza i także ruszył prosto na potwora.
     — Daisy! Przyda się pomoc! — zawołał.
     Nie widziałam reakcji koleżanki, byłam zbyt zajęta atakowaniem Lamii tak, aby sama nie oberwać. Że też Hera musiała ją tak wkurzyć... Czy tej bogini się nudziło? Nie miała lepszych zajęć od mszczenia się na kochankach męża?
     Potwór zaatakował. Osłoniłam się Egidą akurat w momencie, kiedy to ogon Lamii wycelował w moją twarz.
     — Mówiłam, że jest moja! — usłyszałam krzyk Elizabeth. Czy ta dziewczyna nigdy nie miała dość?
     — My odwrócimy jej uwagę, a ty zaatakuj! — zawołałam, na co zaklaskała z zapałem.
     Aaron próbował zaatakować Lamię, ale ta znowu wprawiła w ruch ogon. Widziałam, że Lizzie jest już całkiem blisko, ale wciąż niewystarczająco. Wciąż musieliśmy odwracać uwagę potwora. Miałam już zaatakować włócznią, kiedy to uprzedziła mnie Daisy. Szybko odskoczyła przed ogonem, a potem... Potwór rozpłynął się w powietrzu, tak samo, jak jeszcze niedawno Dionizos zmaterializował się pod Wielkim Domem.
     Doszedł mnie chichot Elizabeth. Najwyraźniej nic jej nie było. Przynajmniej teraz nikt nie ucierpiał.
     — Czemu nie mogą dać coś trudniejszego?
     — Nie krakaj- zganił ją Aaron. — Im mniej potworów, tym lepiej. Noga Heather jeszcze nie jest zdrowa.
     Ku mojemu niezadowoleniu, poczułam jak się rumienię. To było słodkie, że chłopak tak o mnie dbał. Fakt, że zakochałam się w nim, nie polepszał sprawy. Miałam tylko nadzieję, że nie spojrzy na mnie akurat w tym momencie.
     Elizabeth przewróciła oczami.
     — Przecież nie musi walczyć. Sama dam sobie radę.
     Uśmiechnęłam się.
     — Tak, z pewnością.
     — Masz do tego jakieś wątpliwości?! — naskoczyła na mnie.
     Właściwie to miałam. Chęć walki to nie wszystko, podejrzewałam nawet, że to ona zabije dziewczynę, być może szybciej niż Daisy jej zero obrony. Ale jeśli tego nie liczyć, słabo szło Elizabeth w tej walce.
     — W sumie to tak.
     Aaron musiał wyczuć kłopoty, bo szybko podszedł do nas.
     — Nie czas na kłótnie. Mamy zadanie do wykonania.
     — Gdzie teraz idziemy, Omnibusie? — zapytała Elizabeth, najwyraźniej odpuszczając kłótnię. Tym samym okazało się, że dziewczyna bardzo liczy się z jego zdaniem.
     — Na autobus do Las Vegas. To będzie chyba najszybszy sposób, aby się tam dostać. Potem jakoś wejdziemy do Hadesu, pójdziemy pod rzekę Lete i porozmawiamy z Mnemosyne.
     — Jak zamierzasz ją zwabić? — zapytała Daisy.
     Aaron wzruszył ramionami.
     — Nie mam pojęcia. Oby zgodziła się oddać nam wspomnienia Zeusa, bez żadnych problemów, albo chociaż powiedziała gdzie są.
     — Co jeśli nie będzie chciała tego zrobić? — Tym razem to ja zadałam pytanie.
     — Wyzwiemy ją na pojedynek – odpowiedziała ochoczo Elizabeth.
     Spojrzałam na nią z mieszaniną irytacji i wściekłości. Jej zapał do walki zaczynał mnie wkurzać, łagodnie mówiąc. Jeśli miało dalej tak być, to wątpiłam, że którekolwiek z nas przeżyje, bo Lizzy wpakuje nas w ogromne kłopoty, z których nie będzie wyjścia. A dopóki tato mnie nie pamiętał, nie miałam co liczyć na jego pomoc.
     — Chyba sobie żartujesz! Zamierzasz bić się z boginią?! — wrzasnęłam. — Życie ci nie miłe?!
     Tym razem to ja wkurzyłam Elizabeth. Widocznie chciała się ze mną kłócić, ale Aaron ubiegł ją w odpowiedzi.
     — Lizzy ma rację, Heather. Prawdopodobnie to będzie jedyny sposób.
     — Musi być jakiś inny! Przecież ona zgniecie nas jak małe robaczki, których nawet nie zauważa się!
     — Pojedynek to ostateczność, Heather. Nikt nie chce walczyć z Mnemosyne.
     — Ja chcę — poprawiła go Elizabeth. Czy ona nie miała rozumu?! Aż tak bardzo chciała dać się zabić?!
     — No dobra — powiedziałam spokojnie, zastanawiając w co ja się wpakowałam. Nie zapowiadało się na nic dobrego. — Kiedy już odzyskamy wspomnienia Zeusa, co dalej?
     — Wrócimy do Nowego Jorku i oddamy mu je.
     Ucieszyłam się, chociaż po mojej głowie krążył idiotyczny, buntowniczy głosik, mówiąc, że nie powinnam być szczęśliwa, bo nic dla ojca znaczyć nie będę, nie ważne co zrobię. Starałam się go stłumić i cieszyć, że będę mogła zobaczyć ojca, jednak nie dawałam rady. Głos szybko podał mi wątpiące w szczerość intencji Zeusa myśli, a także kilka innych, mało przyjemnych, jak na przykład to, że dla nikogo nic nie znaczę. Jakby tego było mało, ku mojemu strachu, nie rozpoznawałam tego głosu, nie należał on do mnie.
     Przymknęłam powieki, walcząc sama ze sobą. Pierwszy raz doświadczałam myśli, po których miałam ochotę rzucić to wszystko w cholerę, wrócić do domu i przy okazji zrobić krzywdę wielu osobą, przez które cierpiałam, jak na przykład moja matka, która miała mnie gdzieś, albo ta dziewczyna, Ruby, co dwa miesiące temu obrażała mnie. Co się ze mną działo?!
     — Heather? Wszystko w porządku? — zapytał Aaron.
     Wszystkie złe myśli natychmiast rozpłynęły się.
     — Tak — wyszeptałam, przerażona tym co się działo. — Idziemy dalej?
* * *
Miałam małe problemy z dodaniem (ach, mój super "działający" laptop xd), ale po 2 godzinach męczenia się jest! 
Kolejny rozdział pojawi się we wtorek albo w środę, w zależności o której wrócę z rajdu xd
No i muszę wam się pochwalić, że pierwszy rozdział 2 części jest już prawie skończony, chociaż rozdziały z pierwszej części czekają na swój koniec (pierwszy rozdział mało co będzie związany z pierwszą częścią) :D Już się nie mogę doczekać waszej reakcji na nią :P

6 komentarzy:

  1. Liz serio życie nie miłe :o Ona jest psychiczna. Zabij ją zanim złoży jaja!
    A teraz tak serio - rozdział był jak zwykle super duper hiper i wgl. Czekam na ciąg dalszy!
    Weny i żelków,
    Sus ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Opóźniona Sajdor wkracza do akcji xD

    A ja zawsze myślałam, że Lamia, to ten diabeł co go cyganki nasyłają... xDDDDD

    "Przyszło mi na myśl, że mój tato był trochę jak męska prostytutka, z tą różnicą, że z wielu jego związków wychodziły dzieci, nie brał za to pieniędzy i nie wiadomo, ile razy wracał do swoich kochanek." Hahahahaha, nie mogę, gleblam xDDDDDDDD

    "Spojrzałam niepewnie na Aarona.
    — Powinniśmy jej pomóc?
    Wzruszył ramionami.
    — Poczekaj, zobaczymy jak będzie sobie radzić." nie ma to jak współpraca xD

    "Elizabeth przewróciła oczami.
    — Przecież nie musi walczyć. Sama dam sobie radę." O Bogu, chyba cofam ostatnie słowa na jej temat. Uwielbiam ją! Taka Clarisse vol 2 xD

    " Elizabeth przewróciła oczami.
    — Przecież nie musi walczyć. Sama dam sobie radę." ech, żeby to faktycznie było takie na lajcie :D


    " — Pojedynek to ostateczność, Heather. Nikt nie chce walczyć z Mnemosyne.
    — Ja chcę — poprawiła go Elizabeth." Ona jest cudowna <3

    Masz mi kategorycznie Lizz NIE zabijać. Bo w przeciwnym razie sama pożegnasz się z życiem! (taka groźba XD)

    Ukłony i uszanowanko
    Weny też :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałam no że zemszczę się raczej w 2 części :P

      Usuń
  3. Cześć, jestem z konstruktywna-krytyka-blogow.
    Chciałabym się tylko upewnić: czy chcesz, żebym podczas oceny wzięła pod uwagę również one-shoty? :)

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, jest mi to obojętne :)

      Usuń
    2. Okej, to wspomnę go :) Ocena pojawi się pod koniec czerwca/na początku lipca.
      Pozdrawiam :)

      Usuń

©ZaulaAveline