niedziela, 29 maja 2016

4.2 Wyruszam na misję

     Kiedy obudziłam się ze snu, było już jasno. Słońce wlewało się do domku, jednocześnie rażąc mnie w oczy. Thalii już nie było w łóżku, nigdzie także nie mogłam znaleźć jej rzeczy. Uznałam, że wyruszyła już wraz z resztą Łowczyń. Miała tylko zostać na wizytę bogów w obozie.
     Wypełzłam z łóżka, lekko krzywiąc się przy tym. Ból nogi nadal mi dokuczał i wątpiłam, że szybko przejdzie. Postanowiłam się tym nie przejmować, a być może potem wykorzystać, narzekając Aaronowi, że mam problem z chodzeniem, a potem prosząc o pomoc w dojściu do domku. Tym razem Thalia nie odprawiłaby Aarona, biorąc pod uwagę, że miało jej nie być w obozie.
     Wyciągnęłam z torby szczotkę, podeszłam do lustra i zaczęłam rozczesywać włosy. Były do pasa, a więc porządne rozczesanie zajęło mi trochę czasu. Postanowiłam zapleść je w warkocza, z czym męczyłam się z dobre pięć minut. W między czasie zaczęłam nawet zastanawiać się nad ścięciem włosów. Czasem potrafiły przeszkadzać.
     Poszłam szybko do łazienki, aby wziąć prysznic i umyć zęby, a potem usłyszałam znajomy dźwięk, który przywoływał na śniadanie. Byłam kilka metrów od domków, a więc tylko przyglądałam się, jak wszyscy ustawiali się w szeregu i żwawo ruszali do stołów, żądni posiłków. Tylko ja się nie śpieszyłam. Obserwowałam ich pośpiech i zadowolenie po wczorajszych rozmowach z rodzicami, patrzyłam, jak śmieją się i wygłupiają, jednocześnie zdając sobie sprawę, że zostaję sama przy stole Zeusa, znowu. Miałam tą umiejętność, która była jednocześnie wadą oraz zaletą, że potrafiłam łatwo przystosować się do nowych sytuacji. Chociaż nie znałam zbytnio Thalii, przywiązałam się do niej, w pewnym stopniu. I nagle ona zniknęła.
     W końcu doszłam do mojego stolika, kulejąc przy tym, rzecz jasna. Zauważyłam, że wszyscy są poruszeni, i wątpiłam, że to za sprawą bogów. Nie, ten entuzjazm musiał już opaść, chociażby do pewnego momentu.
     Zamiast skupić się na jedzeniu, próbowałam zrozumieć, co tu się dzieje. Patrzyłam na twarze obozowiczów, którzy rozmawiali z ożywieniem. Na większości z nich nie widziałam uśmiechu, więc założyłam, że nie stało się nic dobrego. Jestem kiepska w odczytywaniu uczuć, a więc nie potrafiłam określić ich nastrojów po twarzach.
     Znalazłam wśród obozowiczów Daisy. Siedziała obok dzieciaków poprawiających co chwila swoje włosy i makijaż (rzecz jasna, to ostatnie tyczyło się tylko dziewcząt). Zaraz, kto w mitologii dbał o swój wygląd...? Coś mi dzwoniło, ale nie wiedziałam, w którym kościele. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że była to Afrodyta. Daisy była córką Afrodyty. I jako jedyna z wszystkich obozowiczów (z wyjątkiem mnie i Percy'ego, gdyż oboje siedzieliśmy sami przy stole) nie rozmawiała z nikim. Chociaż kiepsko odczytuję emocje z twarzy oraz oczów ludzi, ona była wyraźnie zrozpaczona. A skoro już ja potrafiłam to zobaczyć, to musiało być bardzo źle. Postanowiłam, że porozmawiam z nią jak tylko skończymy posiłek. Miałam nadzieję, że to nie dlatego, że nie była na wczorajszej imprezie.
     Czekałam z niecierpliwością, aż zakończy się śniadanie. Gdy w końcu to nastąpiło, Daisy szybko wstała i ruszyła w stronę domków. Chciałam ją dogonić, ale noga uniemożliwiała mi to, a więc zaczęłam za nią dreptać, jednocześnie krzycząc jej imię. Przystanęła i odwróciła się w moją stronę. Podeszłam do niej jak najszybciej.
     - Daisy, co się stało?
     Zobaczyłam, że dziewczyna ma łzy w oczach.
     - Raz na jakiś czas Chejron wysyła kogoś na misję. Dzisiaj, przed śniadaniem, zapytał się mnie, czy także chcę iść. Ostrzegał, że będzie ciężko. Zgodziłam się, poszłam do Wyroczni, i... - Pokręciła głową, na znak, że nie da rady powiedzieć nic więcej. Objęłam ją.
     - Hej, spokojnie. Na pewno wszystko będzie w porządku.
     Po policzkach Daisy zaczęły płynąć łzy.
     - Wątpię. Nie, raczej nie. Muszę wybrać kilka osób do tej wyprawy, Wyrocznia rozkazała trzy, ale nikt nie zgodzi się pójść - wyszeptała. - Za duże ryzyko.
     - Ja pójdę - zgodziłam się szybko, nie do końca przemyślając to. Nie miałam pojęcia, o co chodzi, co to za zadanie, co to jest ta cała Wyrocznia, ani dlaczego Daisy jest przerażona, ale postanowiłam zaryzykować. Dziewczyna była naprawdę w porządku, a ja nie chciałam, aby wciąż zamartwiała się, że nikt nie podejmie ryzyka, o którym mówiła. Poza tym, to był dobry sposób na uniknięcie kary, nawet jeśli lubiłam zmywać naczynia, no i przynajmniej oddaliłabym się chociaż na chwilę od tego, co postanowił mnie zabić.
     Daisy potrząsnęła głową.
     - Nie możesz tego zrobić.
     - Nie? No to patrz.
     Błyskawicznie odszukałam wzrokiem Chejrona, który właśnie wstawał od stołu Dionizosa. Podeszłam do niego, może nie tak szybko, jak pragnęłabym, ale wystarczająco, aby centaur nie oddalił się zanim nie powiem tego, co chciałam, a następnie powiedziałam:
     - Chcę wyruszyć na misję z Daisy.
     Chejron przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Wpatrywał się we mnie z uwagą, po czym przeniósł wzrok na Daisy, która stała ze spuszczoną głową. Jej także przyglądał się przez moment, a potem od nowa spojrzał na mnie.
     - Jesteś tego pewna? Twoja noga nie jest jeszcze wyleczona. Nie przeszłaś treningu. Potwory będą was łatwiej wyczuwały.
     Potwory? W sensie takie jak hydra? No, nieźle. Wyglądało na to, że wpakowałam się w niezłe kłopoty, bo nie zamierzałam cofać się, wychodząc tym samym na tchórza.
     - Podjęłam już decyzję. Pójdę z Daisy.
     Centaur kiwnął głową, a ja usłyszałam ciche westchnienie mojej koleżanki. Wzięłam to za wyraz ulgi, chociaż nie byłam tego całkowicie pewna. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że moje pójście nie załamało jej jeszcze bardziej.
     - Za godzinę jest zebranie w Wielkim Domu z wszystkimi przedstawicielami domków. Ciebie także tam oczekuję, Daisy. Heather, jesteś, póki co, jedyna w domku Zeusa, a więc jesteś jego przedstawicielką. Raz na jakiś czas są urządzane takie zebrania, na każdym będziesz musiała się stawić.
     Kiwnęłam głową, po czym razem z Daisy odeszłyśmy. Dziewczyna wciąż wyglądała na załamaną. Chciałam jej poprawić humor, powiedzieć, że będzie dobrze, ale to byłoby bez sensu. „Będzie dobrze" to oklepany tekst, który nie pomagał ani trochę. Jeśli chodziło o inne sposoby poprawy humoru, to odpadały. Miałam pustkę w głowie. Nie umiałam pocieszać innych ludzi.
     - Wcześniej wspominałaś o Wyroczni. Kim ona jest?
     Daisy zdziwiła się, ale postanowiła wyjaśnić.
     - Duch wyroczni Elf daje przepowiednie. Jest on na strychu Wielkiego Domu, każdy, kto wybiera się na zadanie, musi iść do niej. Zazwyczaj te przepowiednie są dwuznaczne, ale... - Jej głos załamał się, więc nie naciskałam.
     - Dobra. A na czym polega zadanie, które dał ci Chejron?
     Daisy na chwilę wstrzymała oddech. Po kilku sekundach z powrotem wypuściła powietrze, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego ona to zrobiła, ani co miało to znaczyć. Żywiłam nadzieję, że to przez nerwy, których doświadczyła przez Wyrocznię.
     - Na dzisiejszym zebraniu pewnie Chejron poprosi mnie o powtórzenie przepowiedni. Wtedy będziemy omawiać co może ona oznaczać.
     Kiwnęłam głową. Już czułam, że przez następną godzinę będę niecierpliwie czekała, żeby usłyszeć, na co się pisałam. Wiedziałam, że to coś okropnego, inaczej koleżanka nie zareagowałaby tak.
      Nie wracałam już do domku. Chodziłyśmy razem z Daisy i rozmawiałyśmy. Starałam się zmienić tor jej myśli na coś innego niż przepowiednia, ale nie do końca mi to wychodziło. Dziewczyna w ogóle nie słuchała mnie, ale nie mogłam jej za to winić. Sama byłam lekko zdenerwowana tym, że mam coś zrobić, ale nie mam pojęcia co. Byłam głupia, zgadzając się na to. Ale z drugiej strony, nie chciałam zostawiać Daisy samej z tą misją. Była jedyną osobą, z którą mogłam spokojnie porozmawiać o chłopkach, ba, nawet od tego zaczęła się nasza rozmowa, zamiast od podania imienia naszego boskiego rodzica.
     W końcu minęła godzina, o czym wiedziałyśmy przez grupkę ludzi idących w stronę czteropiętrowego domu. Nie dopytałam Chejrona, co to Wielki Dom, ale nie musiałam. Wiedziałam, że to właśnie ta nieruchomość, co mnie zaciekawiła od samego początku. Ruszyłyśmy tam z Daisy, coraz bardziej przerażoną. Już nie próbowałam jej pocieszać, to było na nic.
     Usiadłyśmy przy dość dużym stole*. Za nami był kominek, po drugiej stronie pomieszczenia, w rogu, kanapa, a pod nią dywan. Podłoga trzeszczała, gdy się na nią stawało, ale pomimo tego, było tutaj przytulnie. Ściany były pomalowane na czerwono (zgadywałam, że to dlatego, iż wino, ulubiony napój Dionizosa, też miało głównie ten kolor), a po obu stronach drzwi wejściowych był regał, a na nim książki.
     Nie było ani Chejrona, ani Pana D. Obozowicze jeszcze się schodzili, niektórzy przy tym rozmawiali, inni milczeli, tak samo jak ja i Daisy. Obok mnie usiadł Percy, posyłając mojej koleżance pocieszający uśmiech. Na wprost mnie spoczął Aaron. On także z nikim nie rozmawiał, z tego co zauważyłam. Miał minę dość pochmurną, jakby to jego dotyczyła ta cała przepowiednia, nie Daisy.
     W końcu wszedł do pokoju Chejron. Przystanął przy stole, tak, aby każdy go widział. Spojrzał na Daisy, skuloną ze strachu. Natychmiastowo oczy wszystkich także zwróciły się na dziewczynę. Zrobiło mi się jej szkoda, szczególnie, że speszyła się.
     - Mamy przepowiednię - przemówił centaur. - Daisy, powtórz ją.
     Dziewczyna położyła ręce na stole, cała się trzęsąc. Najwidoczniej przypomnienie sobie tego sprawiało jej ból. Nie fizyczny, rzecz jasna. Psychiczny. Bała się jak nie wiem co.
     - Herosów czterech nad rzekę się wybierze
Znaleźć to co najważniejsze
Jedno z nich nie wróci żywe.
Pomocy innych półbogów dostąpią
Kiedy bogów przy nich nie będzie.
Dziecko Trójki ledwo z życiem ujdzie
Będzie ono zagładą lub ratunkiem.
     Nic z tego nie rozumiałam. No, prawie nic. Wiedziałam, że czterech półbogów pójdzie nad rzekę, jedno umrze. Inni herosi pomogą nam. Wow, jak miło. Ale reszta...?
     Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Daisy rozpłakała się, a więc przytuliłam ją, cicho pocieszając. W końcu z chwili na chwilę robiła się coraz spokojniejsza.
     - Ta przepowiednia nie ma sensu - wybuchł w końcu Aaron.
     - Każda przepowiednia ma sens - odpowiedziała jakaś dziewczyna, mająca rude włosy i pulchną twarz.
     - Herosów czterech nad rzekę się wybierze... Kto idzie? - zapytała jakaś blondynka z lokami, siedząca obok Percy'ego.
     - Daisy i Heather. Potrzebna jest jeszcze dwójka herosów - odpowiedział spokojnie Chejron.
     - Zgłaszam się - powiedział szybko Aaron.
     - Ja też - wtrąciła się inna dziewczyna, z długimi, falowanymi brązowymi włosami i ciemniejszą od reszty karnacją.
     - Mamy już czwórkę. Pomocy innych półbogów dostąpią. Może przygotujmy sobie więcej chętnych? - zapytał jakiś chłopak, ale nie byłam w stanie wychwycić, który.
     Aaron pokręcił głową.
     - Niekoniecznie o to chodzi. Pamiętaj, że przepowiednie są dwuznaczne.
     - O co chodzi z drugim wersem? Znaleźć to co najważniejsze - Kolejny głos, którego właściciela nie byłam w stanie wychwycić.
     - Może chodzi o atrybuty bogów? - zapytała dziewczyna, która miała pójść z nami wykonać zadanie.
     - Bogowie byli tutaj wczoraj - odezwałam się, na co oczy wszystkich spoczęły na mnie. Nie zlękłam się przed mówieniem. - Gdyby zgubili coś, byłoby to po nich widać. Musi chodzić o coś innego.
     - Heather ma rację - poparł mnie Percy. - Pamiętacie, co się działo, jak Zeusowi ukradziono piorun? Nie było wtedy spokojnie.
     Postanowiłam potem wypytać o tą sytuację z piorunem ojca. Teraz skupiłam się na myśleniu nad sensem tej cholernej przepowiedni.
     W końcu blondynka z lokami pstryknęła palcami.
     - Pamięć! Bez pamięci nie będzie nic. Co nam z tego, że jesteśmy półbogami, skoro nie będziemy o tym pamiętać?
     - No dobra. Załóżmy, że ta najważniejsza rzecz to pamięć. Z tego wychodzi, że musimy iść nad rzekę Lete, ale po co? Tam traci się pamięć - Znowu przemówiła dziewczyna, która z nami idzie.
     - Aby spotkać się z boginią pamięci, Mnemosyne - wyjaśnił Aaron.
     - A co z tym wersem "kiedy bogów przy nich nie będzie"? - zapytałam. - To brzmiało tak, jakby Menmosyne nie chciała się z nami spotkać.
     - Będziemy musieli o to walczyć - odpowiedział Aaron.
* Opisywałam moje wyobrażenia, nie na podstawie książki 
* * *
Taak, wiem, poetką nie zostanę :D Nie wyszła mi ta przepowiednia, mam tylko nadzieję, że nieprzeszkadza to jakoś specjalnie. 

4 komentarze:

  1. Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm....
    Spoko, mi przepowiednia też nie wyszła. Ja bym na Lete nie wpadła :o
    Klub Wycieczek Daisy organizuje wyjazd do Tartaru - Heather pierwsza! W sumie czemu trochę nie ponarażać życie, nie? xDD
    Aaron też idzie ♥ Mrrrrr...
    Weny!
    Susan ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. No siema XD wybacz zwłokę, ale uczelnia mnie wykańcza XD

    "Postanowiłam się tym nie przejmować, a być może potem wykorzystać, narzekając Aaronowi, że mam problem z chodzeniem, a potem prosząc o pomoc w dojściu do domku. Tym razem Thalia nie odprawiłaby Aarona, biorąc pod uwagę, że miało jej nie być w obozie." Heather i jej sztuka uwodzenia XDDDDDD

    " Zamiast skupić się na jedzeniu, próbowałam zrozumieć, co tu się dzieje. " Ja przepraszam bardzo, ale jedzenie powinno skupiać CAŁĄ uwagę xD

    "- Nie możesz tego zrobić.
    - Nie? No to patrz." Tak jak stereotypowy poleczek: "Ja tego nie zrobie? Potrzymaj mi piwo" xDDD

    Stara, nie przejmuj się przepowiednią XD Apollo po prostu wstrzymuje swój dar poezji dla siebie, nie żeby mu to jakoś pomagało, ale no... :D

    " - Ja też - wtrąciła się inna dziewczyna, z długimi, falowanymi brązowymi włosami i ciemniejszą od reszty karnacją." łohohohoho nowe mięsko!

    Lete! Bogowie, niech ktoś wpadnie do tej rzeki xD Jajca będą XD
    Czy jak pójdą do Podziemi to spotkają rodzeństwo di Angelów? :DDDDDD

    No i ten... Percy nie idzie na misje?! A to leń!

    Dobra, komentarz ssie, bo ja tu tak szybko i wracam do uczenia sie na kolosa.

    Weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic ci nie powiem! :D Musisz się podomyślać ;*

      Usuń

©ZaulaAveline