Lokalizacja: Obóz Herosów
Aaron spojrzał na spanikowaną Heather, stojącą bez ruchu. Złapał ją za rękę, ale ta nawet na niego nie spojrzała. Wpatrywała się ciągle w jedno i to samo miejsce, jakby to coś miało pomóc.
Za sosną unosił się huragan. Nie przemieszczał się, stał w miejscu. Ani Heather, ani Aaron nie dziwili się temu – dzieci Zeusa mogły wywoływać huragany. Ajakos w jakiś sposób ujarzmił go. Wydawał się chełpić tym, unosząc się kilka metrów nad powierzchnią ziemi. Na początku wiatr był delikatny, lecz gdy mężczyzna pojawił się, wzmógł się.
— Idź po Pana D., Heather! Szybko! — krzyknął Aaron. Żałował, że nie wziął ze sobą miecza. Ajakos w każdej chwili mógł przekroczyć granicę Obozu.
Dziewczyna zawahała się. Nie była w stanie myśleć racjonalnie. Ostatecznie odwróciła się i pobiegła do Wielkiego Domu.
Lokalizacja: Olimp
— Nie możesz, Zeusie! — krzyknęła Hera.
— Nasze dzieci zginą, jeśli czegoś nie zrobimy — odpowiedział spokojnie Posejdon.
Dwunastu bogów skłębiło się w sali tronowej. Część z nich chodziło nerwowo po pomieszczeniu, inni spokojnie stali. Jedynie Pan Niebios siedział na swym tronie, uważnie przysłuchując się reszcie bogów, a jednocześnie próbując podjąć właściwą decyzję.
Ares przewrócił oczami.
— Nic im się nie stanie, jak sobie powalczą.
— Umrą zanim zaczną walczyć — zwróciła uwagę Atena. — A jeśli herosi umrą, nie będzie kto miał bronić Olimpu, gdyby ktoś próbował nas zaatakować.
— Sam ustanowiłeś zakaz widywania się z dziećmi, Zeusie! — przypomniała Hera.
— Walka z Ajakosem nie będzie przyjemnością — powiedział Pan Niebios.
— Dionizos jest w Obozie. Dzieciakom nic nie będzie — mruknął Ares.
— Nie stawiałbym wszystkiego na Dionizosa. Nie wiadomo, jak ciężko będzie ujarzmić Ajakosa — wtrącił się Hermes.
— Głosujmy — rozkazał Zeus, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć. — Kto jest za?
Lokalizacja: Obóz Herosów
Heather wpadła do Wielkiego Domu, nie dbając o pukanie.
— Panie D.! — zawołała. Nie chciała zwiedzać domu boga, a więc nie ruszała się z progu. — Panie D.!
— Idę, idę! — wymamrotał bóg, wchodząc do pomieszczenia w którym stała Heather. — Pali się czy co?
— Ajakos zaatakował Obóz — wyszeptała.
Aaron stał na wprost Ajakosa, czując strach. Mężczyzna wyglądał groźnie, a on nie miał nawet czym się bronić. Zresztą, ostatnio syn Pana Niebios szybko zabrał im bronie. Tym razem mogło być tak samo.
Ajakos ruszył do przodu, a huragan zaraz za nim.
— Szybciej, Heather — szepnął Aaron.
— Odsuń się, jeśli nie chcesz ucierpieć — warknął Ajakos.
Aaron wiedział, że nie ma żadnych szans z Ajakosem. Rozsądnie byłoby odsunąć się, jednak gdyby zaprzeczył, być może zyskałby kilka dodatkowych sekund... Postanowił zaryzykować.
— Zapomnij.
— Zabij go, Heather — powiedział nagle Ajakos głosem przesiąkniętym złośliwością i nienawiścią. — Zrób to samo, co z innymi. Zabij go. Pokaż jemu, pokaż Zeusowi, do czego jesteś zdolna.
Aaron odwrócił się. Heather stała zaraz za nim, wraz ze zdziwionym Dionizosem.
— Coś się dzieje przy wejściu do Obozu — zawołała Thalia do Percy'ego, Annabeth i Grovera. Huragan był dobrze widoczny.
— Myślisz, że to Heather wkurzyła się na Aarona i chce go wynieść z daleka od niej? — zapytał żartobliwie Grover.
— To nie Heather — głos Annabeth zdradzał zmartwienie. — To Ajakos.
— O czym on mówi, Heather?! — zawołał Aaron.
Dziewczyna pokręciła głową na znak, że nie wie. Strach sprawiał, iż nie mogła nic powiedzieć. W gardle miała gulę, która nie chciała zniknąć.
— No dalej, Heather. Jeśli się postarasz, z pewnością przypomnisz sobie, jak mordowałaś tych ludzi. Te pioruny, one należały do ciebie, każdy jeden.
Większość tego, co pamiętała, przysłoniły inne wspomnienia, tak jak po zastrzyku. Na kilku z nich dobrze bawiła się z matką. Na jeszcze innych była dzieckiem i Zeus niósł ją na rękach, albo bawił się z nią zabawkami. A na kolejnych Ajakos podżegał ją do zabijania ludzi, z dobrym skutkiem.
Heather miała problem ze złapaniem oddechu. Jej mina wyrażała większość uczuć, które kłębiły się w niej, głównie strach, niepokój i nienawiść do samej siebie. Co ona najlepszego zrobiła?! Jak mogła zabić tych wszystkich ludzi?! To były tylko żywe istoty, nikomu nie wadzące, często miłe dla niej, jak ten nauczyciel z jednej ze szkół, a ona pozbawiała ich życia... Sprawiła, że rodziny które mieli, cierpiały... Co z nią było nie tak?! Dlaczego to zrobiła?! Jak okropnym człowiekiem była, że zabijała innych?! Ile ludzi straciło przez nią życie?!
Uniosła drżącą rękę i zakryła nią buzię. Po jej policzkach lały się łzy. Strach i obrzydzenie samą sobą zawładnęły nią, nie dopuszczając żadnych innych uczuć.
— Heather! — Siedemnastolatka usłyszała głos Thalii. Szybko wyłapała ją wzrokiem. Zaraz za nią biegła reszta przyjaciół.
— Nie podchodź! — wrzasnęła.
Wszyscy posłusznie zatrzymali się.
— Zabij go. Jedno morderstwo więcej nie zrobi ci różnicy – powiedział Ajakos.
— Uspokój się, Heather! On chce żebyś straciła nad sobą kontrolę i wypuściła pioruny! — zawołał Aaron.
— Dosyć tego — mruknął Dionizos.
Znikąd wyrosła winorośl, zaraz pod Ajakosem. Zaczęła piąć się w górę, ale syn Zeusa nie dopuścił do tego, żeby winorośl oplotła go. W Dionizosa uderzył piorun. Bóg upadł na ziemię, nieprzytomny, a Heather zapiszczała. Czuła, że to koniec. I należało jej się za to wszystko, co zrobiła, za to że zamordowała tyle osób.
Przed wciąż płaczącą dziewczyną pojawił się Zeus. Nawet nie spojrzał na córki, wpatrzony w syna. W jednej chwili przybrał pięciometrową postać. Heather zauważyła, że w ręce trzyma piorun piorunów. Bezwiednie cofnęła się.
— Popełniłeś głupstwo, Ajakosie, atakując Obóz — powiedział chłodno Pan Niebios.
— Nie sprawisz, że zacznę tego żałować.
— Walcz ze mną, zamiast z dziećmi.
— Boli cię to, że twoja córka to morderczyni.
— Zostaw ją w spokoju i odejdź stąd, póki możesz.
— Niedoczekanie — warknął Ajakos, ale posłusznie zniknął, poprzez teleportację, a wraz z nim huragan.
Zeus przybrał prawie dwumetrową formę i rozglądnął się po twarzach obozowiczów. Zebrało się sporo gapiów. Stali daleko od miejsca wydarzeń, z szeroko otwartymi oczami. Wciąż roztrzęsiona Heather zauważyła to i zaczęła zastanawiać się, czy herosów zdziwiło pojawienie się Pana Niebios, czy może Ajakos ze swoim huraganem.
— Wracać do łóżek — rozkazał Zeus.
Obozowicze posłusznie ruszyli do domków. Jedynymi herosami, którzy zostali, byli Heather, Aaron, Annabeth, Grover, Thalia i Percy.
— Wy też wracajcie — powiedział Zeus.
Podczas gdy wszyscy ruszyli do swoich domków, Heather jako jedyna nie ruszyła się z miejsca. Thalia zrobiła kilka kroków w stronę siostry, aby ją zabrać, ale ta ją powstrzymała.
— Nie zbliżaj się do mnie — rozkazała Heather.
Thalia zdziwiła się, ale nie dopytywała. Poszła w stronę domku Zeusa, zostawiając siostrę samą z ojcem.
— Ciebie też to się tyczyło, Heather — powiedział ostro Pan Niebios.
— Mam po dwa wspomnienia z tego samego okresu czasu. Jedne są prawdziwe, a drugie spowodowane tym, że zastąpiłeś mi wspomnienia fałszywymi, tak?
Zeus zastanowił się, czy by nie zignorować nastolatki.
— Tak. Wracaj do łóżka.
Odwrócił się od najmłodszej córki.
— A więc to prawda — zawołała łamiącym się głosem. – Jestem morderczynią.
Zeus odwrócił głowę i podszedł bliżej dziewczyny.
— Nie ty powinnaś się winić, a Ajakos. Nie panowałaś nad sobą.
— Dlaczego ukrywałeś to fałszywymi wspomnieniami?
— Jak myślisz, otwarta trzylatka kryłaby się z tym? A jak zareagowaliby ludzie na wieść, że kogoś zabiłaś? Nie czekaliby na wyjaśnienia. A potem, kiedy już dorosłaś na tyle, żeby milczeć... — Zeus zrobił trzysekundową pauzę. — Popatrz na siebie, córko. Jesteś roztrzęsiona i winisz siebie za śmierć tych ludzi. Nie było to potrzebne. Wróć do domku, Heather, i połóż się spać. Musisz ochłonąć.
Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła do domku Zeusa. Rozmowa z ojcem nie sprawiła, że poczuła się lepiej, ale przynajmniej pozwoliło jej to zrozumieć parę rzeczy.
* * *
Jeeej, w końcu wróciłam <3 Wybaczcie za tak długą przerwę, w szkole mam piekło z nadmiaru sprawdzianów, kartkówek i odpowiedzi, a na dodatek co drugie zdanie nauczycieli to "to jest ważne, to na 100% będzie na maturze!"... Także no nie wykluczone, że dopiero w czerwcu następny rozdział.