Kiedy weszłyśmy z Thalią do środka, dziewczyna podeszła do Grovera. Ja stałam z boku, nie mając ochoty w ogóle zbliżać się do innych, a co dopiero rozmawiać z nimi. Byłam smutna i miałam złamane serce. To ten moment, kiedy jedyne czego pragniesz, to ogromnej miski lodów, aby wylewać nad nią swoje smutki. Ja zamiast tego przebywałam w sali pełnej bogów, kilkorga herosów i z prochami mojej „przyjaciółki”, która okazała się zdradzić mnie. Nie myślałam, że kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji. A jednak. Osoba, z którą tak dobrze rozmawiało mi się, próbowała mnie zabić. Ona i inna bogini. Dlaczego?! Co takiego im zrobiłam?! Wyglądało na to, że te pytania zostaną bez odpowiedzi, już na zawsze.
Podszedł do mnie jakiś bóg. Miał ścięte na rekruta włosy, a na twarzy pełno blizn. Patrząc na niego, miałam ochotę pobić się z każdym, kto był w tym pomieszczeniu. Cudem powstrzymywałam się.
— Pan Ares — wyszeptałam, sama nie wiedząc, skąd to wiem. Bóg uśmiechnął się złośliwie.
— Co mnie zdradziło? Blizny na twarzy?
Wzruszyłam ramionami.
— Elizabeth przyjaźniła się z tobą — powiedział Ares. Spuściłam wzrok.
— Tak. Jest... Była niesamowita.
Idź sobie, pomyślałam. Nie chce mi się z tobą gadać.
— Wasza przyjaźń nie oznacza, że moje dzieci zaczną cię lubić. Wiem, że ośmieszyłaś moją córkę. I wiem, że zemści się na tobie.
No świetnie. Jeszcze brakowało mi wrogów wśród dzieci Aresa, jakby dzieci Afrodyty to było mało. Pewnie i jedni, i drudzy zamierzali obwinić mnie za śmierć ich sióstr, a dzieci Aresa dodatkowo za upokorzenie Clarisse.
— Nie boję się.
— Powinnaś.
Bóg odszedł. Przestałam chcieć pobić wszystkich, którzy byli w tym pomieszczeniu. Zamiast tego poczułam okropny ból głowy, jakby chciało mi rozsadzić czaszkę. Przymknęłam oczy, i otworzyłam je wtedy, kiedy poczułam, że chwieję się. Wszystko wokół mnie wirowało, przyjmując zawrotną prędkość. Powoli przestawałam widzieć, pojawiła mi się przed oczami czarna plamka, wciąż rozrastająca się. W końcu zapanowała całkowita ciemność. Nic nie słyszałam, ani nic nie czułam.
Obudziłam się w domku Zeusa. Ból głowy był mniejszy, jednakże nadal był. W budynku nikogo nie było, z wyjątkiem mnie i moich rzeczy pod łóżkiem. Słońce przedostawało się przez okna, oświetlając pusty domek.
Powoli wstałam. Nie słyszałam żadnych, chociażby najcichszych głosów, co było dziwne – przez te dni, w których byłam w Obozie, zauważyłam, że tu wszystko tętni życiem. Taka cisza była czymś innym, niespotykanym.
Wyszłam z domku. Słaniałam się na nogach, zmęczenie i ból głowy dopisywały mi. Wszyscy byli przy ognisku, gdzie znajdowały się dwa całuny- jeden z włócznią, a drugi z różą. Stałam w pewnej odległości i przyglądałam się temu wszystkiemu, zastanawiając, o co może chodzić.
— Pożegnanie Elizabeth i Daisy — Usłyszałam głos gdzieś za mną. Odwróciłam się. Stała tam Clarisse. No świetnie, jeszcze tego mi brakowało. Nie potrzebowałam kolejnej kłótni, z kimkolwiek.
— Dobrze znałaś się z Lizzy? — zapytałam, a mój głos zabrzmiał dziwnie słabo.
— Dla ciebie Elizabeth. Nie znałaś jej — warknęła. Nic na to nie odpowiedziałam, przez co na minutę zapanowała cisza. — Nie byłyśmy ze sobą bardzo blisko, ale znałyśmy się wystarczająco dobrze.
— Dlaczego nie jesteś na pożegnaniu?
— A ty?
— Gdyby nie ty, nie miałabym pojęcia co się tam dzieje.
Przez chwilę panowała cisza. Obie przyglądałyśmy się temu, co działo się przy ognisku. Kilka osób płakało. Reszta siedziała w milczeniu, przyglądając się całunom.
Przypomniało mi się pierwsze spotkanie z Daisy. Była wtedy taka pogodna i otwarta, zdawała się nie być zainteresowana moim boskim rodzicem. Pierwsze co, to zaczęłyśmy rozmawiać o Aaronie, który podobał mi się. Co się zmieniło?
Aaron odrzucił mnie. Daisy rzeczywiście nie interesował mój ojciec, lecz moja śmierć. Za to dostała najgorszą karę ze wszystkich możliwych dla ludzi – zobaczenie boskiej formy Zeusa. Dzięki Daisy i Demeter, zginęła Elizabeth. Minęło kilka dni, odkąd przybyłam do Obozu Herosów, a już zdążyło tyle się stać...
— Kiedyś cię zniszczę, Heather Consalide— powiedziała Clarisse. Uśmiechnęłam się. — Co cię tak bawi?
— Nic. Po prostu cieszę się, że tego nie ukrywasz.
Przynajmniej ty, pomyślałam.
Clarisse kiwnęła głową.
— Słyszałam o Daisy. Połowa Obozu uznała, że Zeus oszalał sądząc tak.
— Wierzę mu — powiedziałam, sama zdziwiona moimi słowami.
— Ja też.
Spojrzałam ze zdziwieniem na dziewczynę.
— Co tak się gapisz?!
— Nic.
— Tu jesteś, Heather! — zawołał Aaron, który odwrócił się i widząc nas, ruszył w naszą stronę.
Clarisse bez słowa poszła do domku Aresa, zostawiając mnie i chłopaka samych.
— Martwiłem się o ciebie — powiedział Aaron.
— Dlaczego?
— Wtedy na Olimpie, kiedy zemdlałaś... Wyglądało to dość poważnie.
Nic nie pamiętałam z tego. Nie chciałam też rozmawiać z Aaronem, nie po tym jak mnie odrzucił, a więc nie dopytywałam.
— Nic mi nie jest.
Zapanowała niezręczna cisza. Już miałam się pożegnać z chłopakiem i wrócić do domku Zeusa, kiedy to odezwał się.
— Przykro mi z powodu Daisy.
— Mi też — szepnęłam. — Przepraszam, jestem zmęczona.
Nie czekając na jego reakcję, poszłam do domku.
Godzinę później do domku przyszedł Chejron. Siedziałam akurat na łóżku, myśląc nad wszystkim, co się działo.
— Jak się czujesz, Heather? — zapytał Chejron.
Wzruszyłam ramionami. A jak, według niego, mogłam się czuć? To oczywiste, że cierpiałam. Oprócz tego byłam zmęczona całą tą sytuacją. Miałam ochotę zrobić to samo, co w tym śnie – wrócić do domu i powiedzieć mamie, jak bardzo koszmarne były ostatnie dni. Nie wiedziałam tylko, jak zareagowałaby na wieść, że to koniec z Obozem Herosów i nigdy tam nie wrócę, choćby nie wiem co. Miałaby mnie na głowie przez cały czas.
— Te potwory, które spotkaliście w czasie misji, to dopiero początek. Aby poradzić sobie z nimi, będziesz musiała przejść trening.
— Wszystko jedno.
— Jutro zaczniesz pierwszy — poinformował mnie Chejron, po czym ruszył do drzwi. Zanim wyszedł, spojrzał na mnie. — Myślę, że powinnaś zadzwonić do swojej mamy. Z pewnością martwi się o ciebie.
— W to wątpię.
Wciąż miałam w pamięci cały ten czas, kiedy to miała mnie gdzieś. Nic ją nie obchodziłam.
— Jeśli nie mylę się, na Zeusa też byłaś wściekła. Dopiero kiedy przejął się twoją nogą, zmieniłaś zdanie na jego temat. Daj szansę swojej matce.
— Każdego dnia dostawała nową.
— Nie miała łatwego życia.
Nie odpowiedziałam. Chejron wyszedł, a ja zaczęłam myśleć nad jego słowami. Po dłuższej chwili musiałam mu przyznać rację, chociaż było to bolesne. Jakby nie patrzeć, byłyśmy rodziną. Powinnyśmy sobie wybaczać i pomagać, nie ważne jak złe byłyby nasze reakcje.
2 miesiące później
Stanęłam przed drzwiami do mieszkania mamy. Serce biło mi jak oszalałe, i, co gorsze, nie potrafiło uspokoić się. Z nerwów trzęsły mi się ręce. Miałam tylko nadzieję, że nie wyrzuci mnie, kiedy tylko zobaczy, że to ja.
Zapukałam. Nie musiałam długo czekać na otworzenie drzwi, dość szybko w progu pojawiła się mama.
— Heather — wyszeptała i przytuliła mnie mocno. Było to dziwne, ale nie opierałam się. — Już myślałam, że nie wrócisz.
Bo miałam nie wrócić, pomyślałam. Tak powiedziałam Daisy podczas naszego pierwszego spotkania. Ale Obóz nie był dla mnie. Było tam pięknie, jednak nie czułam się tam tak dobrze, jak w domu.
Mama odsunęła się, abym mogła wejść do środka. Zrobiłam to, czując się nieswojo. To uczucie powiększyło się, kiedy usłyszałam znajomy męski głos, wymawiający moje imię, a następnie ujrzałam Zeusa, w ludzkiej postaci.
— Tato — szepnęłam, zdziwiona tym, że nie przebywał na Olimpie z Herą i resztą bogów, tylko akurat z mamą. — Co ty tutaj robisz?
Wzruszył ramionami.
— Chodźcie do salonu – zaproponowała mama.
Usiedliśmy na kanapie, w trójkę. Ja siedziałam na środku, pierwszy raz czując, że mam pełną rodzinę. Próbowałam cieszyć się tym, w końcu prawdopodobnie miał być to pierwszy i ostatni raz, kiedy siedzieliśmy w trójkę w salonie.
Ale nie potrafiłam. Obserwowałam szczęśliwych Zeusa i mamę, próbując dołączyć do ich wygłupów, ale w rzeczywistości serce krajało mi się. Myśli wciąż uciekały do momentu, kiedy dowiedziałam się o śmierci Elizabeth oraz do chwili, kiedy to Daisy zobaczyła boską formę mojego ojca. Wątpiłam, że kiedykolwiek ten ból zmaleje, a jeśli już, to tak po prostu zapomnę o tym wszystkim. Musiałam nauczyć się z tym żyć, jakkolwiek ciężkie to byłoby.
* * *
Ogłoszenia parafialne odnośnie 2 części!
- premiera (jak to fajnie brzmi!) odbędzie się 31 sierpnia lub 1 września,
- rozdziały będą betowane,
- rozdziały nie będą dzielone na części,
- będą dodatki w postaci retrospekcji,
- rozdziały będą dodawane co 2 tygodnie.
Z początku postawiłam sobie za cel dłuższe rozdziały, i dwa pierwsze rzeczywiście takie są. Reszta (mam już tego trochę, wena nie opuszczała mnie) bywa nawet krótsza niż rozdziały w pierwszej części, w zależności w jakim momencie chciałam skończyć rozdział. Dwa pierwsze rozdziały są spokojne, potem akcja się rozkręca. Wszystko, co nie zostało wyjaśnione w tej części, zostanie w drugiej.
To tyle z ogłoszeń ;)
No to pozostaje mi tylko czekać na 2 cz :D więc czekam
OdpowiedzUsuńA rozdział super
Weniaj
Sus <3
Cześć kochaniutka!
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam, że wcześniej nie przeczytałam i skomentowałam, ale miałam wesele itd. i ostatecznie okazało się, że o wszystkim zapomniałam a potem nie miałam sił, ale już jestem.
I pierwsza rzecz. Nie możesz drugiej części po kolei numerować? Bardzo się zdziwiłam widząc "rozdział 1". Lepiej iść po kolei.
Co do rozdziału 7. Bardzo szybko mi się go przeczyło, ale aż za szybko. Akcja brnęła jak oszalała do przodu i nie ruszyła mnie śmierć żadnej z postaci. To tylko moja opinia, ale szczera jestem.
Nie wiem, czy coś jeszcze powiedzieć. Wiem, że już jest częśc 2, ale dzisiaj rady nie dam przeczytać.
Weny, czasu i sprawnego kompa
Pozdrawiam